— Tak! i zaczynając kochać, przewidywałaś już, że przestaniesz — gorzko odezwał się Julian — a! wyście wszystkie Lokusty! wyście wszystkie...
Tu powstrzymał wyraz na ustach, ujrzawszy jak Pola, któréj wargi się ścięły, płakała, niema i zrezygnowana na wszystko, nawet na obelgi; łzy wróciły mu nadzieję, pochwycił ją za rękę i uczuł, jak zadrżała wyrywając się z jego dłoni.
— Polo! najdroższa moja! aniele! żebrzę, proszę, modlę się, wytłómacz mi to... próbujesz mnie, czy nie kochasz...
— Nie kocham — odparła zdobywając się na siłę nieszczęśliwa — nie kocham... oboje omyliliśmy się, Julianie... ja długo wytrwać nie umiem... i ty prędko zapomnisz... została nam przeszłość... zabądźmy, czém byliśmy dla siebie... a! proszę cię tylko o jedno, nie gardź mną i nie przeklinaj! miéj trochę litości! trochę litości! Julianie! a Bóg ją miéć będzie nad tobą!
Mówiąc te słowa, których Karliński nie rozumiał i pojąć nie potrafił znaczenia, wyrwała mu rękę i uciekła. Julian pozostał jak wryty.
Całéj téj sceny cichym świadkiem był prezes, który na nią patrzał zdaleka, i gdy Pola oddaliła się, widząc, jak synowiec padł na pobliską ławkę bezsilny, zbliżył się powolnie do niego.
— Co to ci? czyś nie chory? — spytał siadając przy nim.
— Nie...
— Nudzisz się, choroba niecierpliwéj młodości — odparł stary — nic innego, potrzeba ci koniecznie przejechać się, odświeżyć...
Julian potrząsł głową.
— Miałem właśnie — rzekł — doskonały projekt przejażdżki dla ciebie i chciałem ci towarzyszyć, pojedziemy razem...
— Dokąd?
— Zobaczysz... Z dwóch powodów potrzeba ci koniecznie myśléć o ożenieniu; naprzód charakter twój tego wymaga, powtóre interesa...
— Ale ja nie pojmuję ożenienia bez przywiązania — rzekł oburzony Julian — powiedziéć sobie: ożenię się, to coś barbarzyńskiego...
— Ożenię się, gdy mi się podoba — poprawił się stryj — to zawsze warunek sine qua non; ależ żeby się co podobało, potrzeba szukać; a że wiemy, iż inaczéj jak bogato niepodobna ci się ożenić, pojedziemy szukać ci stosownéj partyi.
— Bogato! ubogo! ale ja nie chcę — rzekł zniecierpliwiony Julian — robić z tego spekulacyi.
— I ja téż — zimno odparł prezes. — Zresztą jeśli ci się podo-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/428
Ta strona została uwierzytelniona.