jętny dawał się wieźć nie pytając nawet, i o pół mili dopiéro prezes skierować kazał do miasteczka Sytkowa.
— A! do Gerajewiczów! — zawołał Julian wychodząc z zadumania.
— Zgadłeś mnie — odparł stary z uśmiechem — do hrabiego Jerzego Kara-Chan Gerajewicza... śmieszna figura! zgadzam się, dom śmieszny, pretensye ogromne, ale niéma dowodów, żeby jego gienealogia od chanów krymskich była zupełnie fałszywą; tytulik ma austryacki, wychowanie jak wszyscy, próżności trochę więcéj... a co najważniejsza, córkę jedynaczkę i kilka czystych milionów, które jeszcze oszczędnością pomnoży...
— Ludzie nudni!
— Śmieszni tylko, to trochę lepiéj — przerwał prezes — nasłuchamy się muzyki dosyta, napatrzym osobliwości, najemy przysmaków, zobaczysz pannę i powrócim z zapasem śmiechu na kilka tygodni... Co się tyczy fortuny — dodał prezes — majątek ogromny, kapitały na bankach, remanenta, długu ani grosza, a Sytków o parę mil od Karlina i folwarki z sobą graniczą... Przyznam ci się, że Pan Bóg, jakby umyślnie stworzył pannę Zenobię Gerajewiczównę dla któregoś Karlińskiego!
Julian się wzdrygnął.
— Pamiętaj, że cię nigdy do niczego ani namawiać, ani zmuszać nie będę, zrobisz, co zechcesz... westchnę nad tobą, ale ci wolę własną, najdroższą człowiekowi zostawię... Bądź tylko w dobrym humorze w Sytkowie... nie chcę, by mnie posądzano o ciągnienie cię mimowoli... trochę wesołości nie powinno cię kosztować...
Dom państwa Jerzych Kara-Chan Gerajewiczów w Sytkowie, był jednym z najoryginalniejszych w okolicy; nim jednak wprowadzając was do niego, kochani czytelnicy, damy wam poznać zacną parę gospodarującą w tym pałacyku i ukochaną jedynaczkę, a przyszłą Sytkowa z przyległościami dziedziczkę, pozwólcie tylko, byśmy wprzód nazwisko i pochodzenie tych państwa wam wytłómaczyli. Możecie się poniekąd domyślić, że Gerajewicze nie byli prastarą szlachtą i krwią pańską naszego kraju. Arystokracya wszędzie łatwo się przesadza i przyjmuje: mamy Poniatowskich we Włoszech przedziwnie aklimatyzowanych, Walewskich we Francyi, a u nas i Niemców i Włochów i Francuzów i Holendrów już przyswojonych doskonale i za rodzimą uchodzących arystokracyę; czemużbyśmy się dziwili Gerajewiczom? Tak dalece jest to we zwyczaju pańskim wywodzić się zawsze nie z domu, ale z za morza, że