Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/434

Ta strona została uwierzytelniona.

koma językami, i w chwilach opamiętania przybierał miny niby pańskie, ale te nieustannie w domu ekshibicye nie dawały mu w nich wytrwać.
Wpadłszy do salonu, pan Gerajewicz przywitał gości z uśmiechem pełnym serdeczności... tak dawno nic nikomu nie pokazywał! wytrząsł prezesa za rękę, omało nie zjadł Juliana, przed którym jeszcze się ani razu nie popisywał z niczém.
— Jakżem rad moim drogim panom — zawołał — niechże oznajmią pani i Zeni... cóż to za niespodziane szczęście dom nasz spotyka!...
To mówiąc chwytał już gospodarz błądzące po salonie wejrzenia, by zaraz wziąć z nich asumpt do pokazywania swych osobliwości.
Prezes ostrożniejszy, patrzał na posadzkę, z obawą jednak, aby i na niéj nie znalazło się co do chwalenia. Julian, że oczy zwrócił ku jednéj z półek, gospodarz zatarłszy ręce, natychmiast sobie wejrzenie jego podbudzoną wytłómaczył ciekawością...
— Widzę — rzekł — że pan spogląda na te naczyńka, które są może jedyną u nas w kraju próbką kunsztu, przez Wenetów wyuczonego od Greków... są to tak zwane Vasi a ritorti, niezmiernéj ceny... Mam tę słabość, że się kocham we wszystkich osobliwościach i ogromne sumy wyłożyłem na ich zebranie...
— Gust szlachetny... — rzekł prezes trochę szyderczo.
— W naszym kraju — dodał Gerajewicz — ledwie go kto rozumie, obracają to w śmieszność... Zmuszony żyć na wsi, otoczyłem się maleńkiém muzeum... Vasi a ritorti di latticinio! — zawołał nie dając sobie przerwać — są bardzo rzadkie i kosztowne; mało zbiorów je posiada... szczególniéj naczyń, jak te z figurynką na pokrywie... Co to za robota! Albo to naczynie z rodzaju vasi fioriti, mille fiori; ta flasza! wspaniała! nieprawdaż? Nawet za granicą jest to wielka osobliwość; chciano mnie podkupić dla muzeum Dusummerard’a, alem się nie dał, i utrzymałem honor kraju!
Julian pochwalił i oczy odwrócił, ale na nieszczęście wzrok jego padł na zegar w kącie stojący; gospodarz się uśmiechnął.
— Prawdziwy de Boule, wysokość dwa metry, centymetrów trzydzieści; wskazuje godziny, minuty, dni miesiąca i sekundy... nieszczęściem nie idzie teraz... Dzieło sztuki, prawdziwe dzieło sztuki!
— Pełno u ciebie cudów, kochany gospodarzu — rzekł prezes uśmiechając się.
Pan Gerajewicz skromnie wzrok w ziemię utopił, zatarł ręce i odezwał się pocichu:
— Nim moja żona nadejdzie, moglibyśmy pójść na górę i rzucić