Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

ski popytał go tylko, co robić myśli, i na wszystko się zgadzał, co ten mu podsunął.
Z nałogowego milczenia i dumania wychodził tylko skarbnikowicz, gdy mógł mówić o upadłéj wielkości swojego rodu, o jego dziejach i przeszłości. Naówczas stawał się wymowny, niewyczerpany, obfity, wesół, słowem, nowy człowiek; lecz zaledwie przerwano mu ten przedmiot jedyny i zwrócono ku innemu, wpadał w zamysły znowu i martwiał.
Sądziła jéjmość sama, że urodzenie syna doda mu ochoty do gospodarstwa, nakłoni do pracy i zajęcia interesami, ale wszystko się kończyło na dumaniach i odkładaniu na jutro. Kiedyś późniéj miało się wszystko najgładziéj, wszystko poułatwiać, i powinny były lepsze nastąpić czasy. Siekierzyńscy acz lente, jak powiadał Kornikowski, popierali od bardzo dawna proces ze spadkobiercami Lędzkich o posagową sumę bezpotomnie zeszłéj Agaty Siekierzyńskiéj; przyszło i panu skarbnikowiczowi, aby rzecz nie uległa przemilczeniu, wnieść jakiś pozew na trybunale lubelskim; potrzeba było jechać do miasta. Długo się bardzo wybierał, odkładał, ociągał, ale w ostatku, gdy już zagrażały zwłoki, musiał ruszyć z trochą grosza do Lublina, pobłogosławiony na drogę przez proboszcza, z wielkiém podziwieniem jego wynurzywszy mu na odjezdném, że byleby Lędzcy okazali szczerą chęć układów, on także gotów na nie przystać.
— Widzisz waćpan dobrodziéj — rzekł skarbnikowicz po cichu — nie mówiłem o tém nikomu, ani nawet Kunusi, ale postanowiłem, po dojrzałéj refleksyi, zostawić synowi raczéj spokojny kęs chleba, niż olbrzymie nadzieje z kłopotami.
— Święte są słowa twoje, skarbnikowiczu dobrodzieju — odparł szybko proboszcz — gódź się, gódź, jużciż-cie się i tak na ten proces zrujnowali...
— I wygralibyśmy go, gdyby tylko trochę cierpliwości jeszcze, ale ja się starzeję, chłopcu potrzeba chleba, my trochę ścieśnieni w interesach, wolę ze stratą kończyć.
— Śliczna myśl, którą omnimodo pochwalam! tak, lepiéj poły obciąć a od sprawy uciekać.
— Jużciż żeby jak — poważnie rzekł Siekierzyński — to wezmę więcéj niż połowę mojéj pretensyi.
— Gdyby i czwartą część to dobrze! — powiedział proboszcz.
— O! co to, to nie! Posag Agaty Siekierzyńskiéj primo voto Kossobudzkiéj, secundo Lędzkiej, wynosił z wyprawą 50,000 złotych ówczesnych, a licząc procenta i co lat dwadzieścia tylko alterum tantum, należy nam jasno i oczywiście zgórą półtora miliona.