zresztą nie dopatrzyłem się szczególnego; ta mała Pola zajęta kim innym, a Aleksy po młodemu sobie marzy może, tęskni i to go wychudzą i wymęcza; należałoby za nogi ściągnąć na ziemię i ożenić chłopca... poezya nie posilna rzecz... moja dobrodziejko; wyszukajcie mu żony, a co poczciwego, będziemy swatali, i ja się jeszcze upiję na jego weselu...
— O! już-żebym ja mu miała żony szukać — odpowiedziała Drabicka — z tego to nic nie będzie... całe życie-by mnie to męczyło... to jego rzecz!... Niechaj robi, co chce, ja się w to nie mieszam.
Pola tymczasem odgrywała ciężką rolę swoję; chwilami upadała na siłach, rwała się, chcąc iść i do nóg upaść Julianowi, i prosić go o przebaczenie i utopić się potém; to znowu przychodziły jéj na myśl skutki takiego wybuchu, skandal, i wstrzymywała się i zwracała do Justyna.
Przywiązanie jego do niéj, coraz widoczniejsze, wkładało na nią obowiązki; czuła, że powinna się była poświęcić do końca i dać to szczęście biednemu poecie, którém go łudziła. Spełniała więc ofiarę heroicznie i tuląc bijące serce, zakrywając łzy krwawe, uśmiechała się do tego, który u nóg jéj zapomniał nawet o poezyi, co go dotąd karmiła... Julian patrzał obłąkany i gniewny... z początku śmiał się z goryczą, rozpaczał, nic pojąć nie mógł; w ostatku upadł na siłach. Widzieliśmy, jak w najszczęśliwszych nawet chwilach szału, który ich oboje ogarniał, Karliński cierpiał wiele od téj namiętności, za gorącéj dla niego, zbyt popędliwéj i fantastycznéj. Nieustanne przemiany humoru Poli, jéj zazdrość, wymówki, niedowierzania, przystępy gwałtownego przywiązania i rozpaczy, dręczyły Juliana i w nieustannym trzymały go niepokoju. Kochał, ale wzdychał, by ta miłość inny, spokojniejszy i łagodniejszy charakter przybrać mogła; gdy się ujrzał zdradzonym, jak sądził, boleść pierwszéj chwili, żal, obrażona miłość własna, rozjątrzyły go nanowo: chciał jakimkolwiek kosztem odzyskać stracone. Ale serce jego nie miało siły do długiéj walki, ani do stałego przywiązania; w tych pierwszych bojach zużył się Julian i wyczerpał, nie mógł już pójść daléj; i gdy ujrzał, że Pola wyraźnie stanowczo odstąpiła od niego, kochając ją jeszcze, uczuł przecie, jakby mu wielki ciężar spadł z serca... Mógł spocząć — łagodny smutek, element, w którym żyć najlżéj mu było, zajął wprędce miejsce rozpaczy... rozumował i powiedział sobie, że nic nie był winien, że cierpiał więcéj, że wychodził czysty i swobodny... Tak było dniami. To znowu żal się budził gorętszy, wspo-