Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/447

Ta strona została skorygowana.

— Ja ją kocham — odpowiedział — lecz mogliżbyśmy żyć z sobą szczęśliwi?
— Tu nie idzie o to, ale o obowiązki, jakie masz dla niéj; mogłeś ją odepchnąć wprzód — dziś nie masz prawa; była twoją i życie twoje do niéj należy!
Karliński zmieszał się...
— Wiész — rzekł przechodząc bojaźliwie do innego przedmiotu — wiész, jaki mi prezes, nie bez myśli zapewne, zrobił rachunek mojéj przyszłości, w razie gdybym się ubogo ożenił?
Aleksy zżymnął się.
— Nie wiem — rzekł zimno.
Julian powtórzył słowa prezesa, które dobrze zapamiętał.
— Braknie ci więc odwagi do poślubienia ubóstwa! — rzekł Aleksy — mów szczerze, Julianie! Tak jest! żal mi cię serdecznie, przepadłeś... Patrz, na czém dziś opiera się szczęście twoje: na mieniu, na groszu, na najniestalszém z dóbr ziemskich. Zbudowałeś zamek na lodzie i chcesz w nim mieszkać całe życie... Jest-że środek zapewnienia sobie fortuny i dostatku, choć-byś na to rozum wysilił i wszystko dał na ofiarę? Wojna, pożar, niewiara ludzi i tysiące przypadków czyha na tę kruchą podstawę twojego szczęścia! I dla wygód ciała, dla próżności, dla drobnostek poświęciłbyś zasady, przywiązanie, miłość, poczciwość?...
— To za ostro! — rzekł nieco obrażony Julian.
— Chciałeś, bym był szczerym, inaczéj mówić, jak myślę, nie mogę i nie umiem... mów, słucham i pragnę, byś mi się wytłómaczył.
Julian ostygł znacznie i trochę sobie przypomniał, że mimo serdecznéj przyjaźni Aleksy i on nie byli równemi sobie: głos jego zdradzał obrażonego pana...
— To są deklamacye — rzekł powoli. — Kocham Polę, ale nie widzę ani dla niéj, ani dla siebie szczęścia, gdybyśmy się połączyli ubodzy, odepchnieni od rodziny, i z taką miłością burzliwą jak nasza...
— Dlaczegożeś wspomniał o majątku? — spytał Aleksy.
— Bo i to jest jeden z warunków spokoju i szczęścia.
— Nie, kochany Julianie! — odparł Drabicki — nędza tylko zabija, a nędza cię dotknąć nie może, boć przecie i pracować-byś potrafił...
— Ja! co ci się dzieje! wiesz, jak mnie wychowano! Dla mnie niedostatek jest już nędzą!...
Aleksy smutnie się zamyślił patrząc na księżyc...
— A! daleko — rzekł smutnie — daleko nasze przechadzki nocne z uniwersyteckich czasów, kochany Julianie, daleko od nas myśli, któreśmy naówczas dzielili... daleko nawet to, cośmy, pamię-