tasz, przypominali sobie z takim zapałem, w owéj gospodzie na gościńcu! Ja-m, zdaje mi się, nic się jeszcze nie zmienił, ciebie zwarzyło dotknięcie chłodne waszéj społeczności i wyziewy, któremi ona truje...
— Mój drogi Aleksy... nie sądź tak o mnie...
— A! nie potępiam cię, boś biedny, słaby mój Julianie... lecz pomnij, że szczęście nie jest tam, gdzieś je założył; spokoju nawet nie znajdziesz w bogactwie... gdy je kładziesz na pierwszém miejscu w warunkach życia... Rzecz to stosunkowa i podrzędna, na ostatku dopiéro godzi się ją kłaść w rachunek...
— Mylisz się, bo i ja nie kładę na pierwszém miejscu, co na niém stać nie powinno; nie zrozumiałeś mnie...
— Daj Boże...
— Nie bałbym się ubóstwa sam, ale się go lękam z Polą...
— Z nią! z nią! co cię ubóstwia i życie za ciebie dać gotowa!
— Więc to komedya? udanie? — podchwycił Julian.
— Nie wiem, ale znowu takiéj zmiany nagłéj wytłómaczyćbym sobie nie potrafił...
Julian począł przechadzać się milczący.
— To wszystko — rzekł — przechodzi siły moje; nie jestem stworzony do walki i boju... Znam Polę, nie bylibyśmy z nią szczęśliwi...
— Ale na Boga, pamiętaj, coś jéj winien!
— Ja-m winien — zawołał Julian — powiedz raczéj ona... byłem obłąkany... Nikt inny na mojém miejscu nie byłby się potrafił oprzéć! pociągnęła mnie.
Aleksy załamał ręce.
— Cicho! na Boga! — krzyknął — plamisz usta! słowa te nigdy z twéj piersi wyjść nie były powinny! To dziecię, to nieświadoma niebezpieczeństwa istota, tyś winien jako mężczyzna, stokroć winien, że śmiesz ją obwiniać!
Julian uczuł się obrażony.
— Widzę — rzekł — widzę w istocie, że im daléj w życie, tém mniéj się starzy przyjaciele rozumieją; ciebie nic nie nauczyły wiek i doświadczenie; zawsze po studencku to bierzesz, gorąco i deklamatorsko... ja więcéj dojrzałem...
— Nie chwal-że się tém — odparł Aleksy — sam mnie wyzwałeś, pogardzić-byś mną miał prawo, gdybym ci inną dał radę i nie całe serce otworzył... rób, co ci się podoba... do mnie to już nie należy... Jeślim cię obraził, przepraszam.
— W istocie, tak dla mnie jesteś surowym!
— Jakbym był dla siebie! — zawołał Drabicki. — W moralności niéma ustępstw i dróg pośrednich, jest jeden prosty i wielki go-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/448
Ta strona została uwierzytelniona.