Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/453

Ta strona została uwierzytelniona.

zem i każdém z osobna, że chętnie tu na dni kilka pozostał. Wszystkim to pochlebiło niezmiernie; jeden Aleksy, przypatrując się temu fenomenowi, pozostał chłodnym. Dobry ton i dystynkcya, które czarowały wszystkich, nad nim władzy nie miały żadnéj; w każdym człowieku szukał i dobadywał się gruntu, a tu po błyszczącéj powierzchni ślizgając się, głębiéj zajrzéć nie mógł. Ilekroć usiłował spróbować zawiązać rozmowę seryo, dojść zasady i sposobu widzenia Alberta, Zamszański wyrywał mu się żarcikiem, komunałem lub obrotem rozmowy zręcznym, ale widocznie sprowadzającym z drogi... Dwa czy trzy razy, mimo najwyższéj zręczności, wystrzelił kilka bąków; Aleksy przeczuł w nim istotę powierzchowną i serce zimne, ale odezwać się z tym sądem nie było podobna, okrzyczanoby go jako zazdrosnego parafianina. Zresztą wstręt, jaki poczuł do niego, zdawał się być wzajemnym, gdyż pan Albert choć grzecznie, ale bardzo był z nim zdaleka, i obchodził się jak z kimś podrzędnym.
Gdy w parę dni z obietnicą powrotu odjechał Zamszański, długo jeszcze ściany brzmiały pochwałami jego. Pola tylko, Aleksy i Justyn milczeli; Anna zdawała się niespokojna milczeniem przyjaciela i sama go zagadnęła o pana Alberta.
— No! szczerze mi pan powiedz, jak się panu podobał? co do mnie nie taję, żem jeszcze nikogo mu równego nie widziała!
— Nie śmiałbym się pani sprzeciwić — rzekł Aleksy.
— Mnie się zdaje, że zazdrość nawet nic przeciw niemu znaléźć nie może; jaki układ! jaka słodycz charakteru! jakie wykształcenie umysłowe, ile nauki, a przytém skromności! co za umiejętność życia! jakie połączenie najrzadszych przymiotów!
Aleksy westchnął tylko.
— Szczęśliwy! — szepnął pocichu.
— Dla Juliana szczególniéj — odezwała się Anna zniżając głos także — pragnęłabym go do nas przybliżyć, zdaje mi się, że zbawienny wpływ wywarłby na niego!
— Nie wiem, być może — rzekł Aleksy.
— Widzę, żeś pan przeciw niemu uprzedzony...
— Ja, nie — odparł Drabicki — ale nie podzielam zachwytu, jaki państwa ogarnął; zręczny jest, miły, grzeczny, nic więcéj...
— Tyle nauki i tyle przytém sądu o rzeczy... niezawisłego, postrzeżenia tak nowe i uderzające!
Aleksy zmilczał znowu, gdy Julian, jakby dla wyratowania go z przykrego położenia, zbliżył się i, domyśliwszy się przedmiotu rozmowy, zawołał: