— Błogosławię ci — rzekł — błogosławię, ale zaklinam, nie szukaj szczęścia, gdzie go niéma, nie spodziewaj się go i nie pożądaj!... Błogosławię ci na cierpienie, bo inaczéj nie umiem... daj ci Boże kroplę słodyczy na brzegu kielicha, a resztę niech ci osłodzi poezya, zachwyty... szał święty tych, co kochają dzieło Stworzyciela i wpatrywać się w nie umieją sercem i okiem!
— Ale, nieopatrzne dziecię — przerwał stary — nim na wieki zawiążesz los swój z kobietą, pomyślałżeś o tém, gdzie ją zaprowadzisz? czém nakarmisz? i jaką dla niéj przyszłość zgotujesz?
Poddubiniec zdawał się naiwnie zdziwiony tém zapytaniem.
— Nigdym się o to nie troskał — rzekł — bo nam niewiele potrzeba; dasz nam, ojcze, kawałek gruntu i chatę, będziemy siali, zbierali i Bóg pobłogosławi pracy... Ja sam wybiorę sobie sadybę u brzegu rzeki, w starych dębach... sam dopilnuję budowania... ty mi pomożesz... trochę...
— Daléj-że, daléj, mów, jak sobie układasz życie? — z ciekawością rozczuloną rzekł pan Atanazy.
— Ja nie wiem — odpowiedział Justyn — czyby nam co więcéj potrzeba? kilkoro bydełka, owiec kilkoro i pastuszka... trochę prostego sprzętu... a szerokiego widoku na świat, a ciszy leśnéj i leśnéj woni, a wody mruczącéj i zieleni coby rozweselała oczy!
— I żyłbyś tak po wieśniaczemu? a ona?
— Wiem, że nie postrzegłaby nawet tego, co ją otacza... jeśli tak kocha jak ja...
— Przerażasz mnie, dziecko moje! — przerwał pan Atanazy — ty nic jeszcze życia nie rozumiesz...
— Życie wielkie pojmuję... drobnostek jego... możem nie zrozumiał jeszcze, ale ich nigdy nie pojmę!
— Łaska boża, że jeszcze nad sobą masz opiekę moję... zginąłbyś! zginął! Tak! potrzeba ci Ewy do twego raju, któraby za was dwoje myślała o powszednim chlebie. Ale nie obawiaj się; od dawna przeznaczyłem ci Hory; jest tam dworek, jest sad i rzeka i nie zabraknie wam chleba!
Justyn nie zrozumiał.
— Ta wieś twoja — dodał pan Atanazy.
— Na cóż mi wieś? — spytał Justyn — i jak mi ją dać możesz?
— Nie pytaj, nie dziękuj, nie sprzeciwiaj się; w Horach przygotowałem ci mieszkanie, tam lepiéj będzie niż w chacie wśród lasu, gdziebyś umarł z głodu, szaleńcze... Bodajby Bóg dla ciebie zrobił resztę, ja spełniłem, co mogłem! A teraz czyń, jak ci powie serce, a błogosławieństwo Przedwiecznego niech będzie z tobą...
Odwrócił się szybko pan Atanazy, wziął słomiany kapelusz, kij i książkę i poszedł w ogród unikając podziękowań zdumionego wy-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/456
Ta strona została uwierzytelniona.