pogardzić; miłość jego tak była przelotną i słabą, gdy ona czuła jeszcze, że życia-by jéj na nią nie wystarczyło!
Anna z radością przyjęła oświadczenie Justyna i pobiegła z niém do Poli, jak z najszczęśliwszą nowiną.
— Idziesz za mąż — zawołała — kryłaś się przede mną, niegodziwa! Justyn cię kocha, ty kochasz Justyna... stryj Atanazy błogosławi... pozwól i przybranéj siostrze podzielić się szczęściem swojém.
Spojrzała na twarz biednéj Poli i zdziwiona cofnęła się; blada była jak trup i drżąca, a oczy łez miała pełne.
— Co tobie?... — zapytała.
— Nic mi... taki skutek robi szczęście!... — odpowiedziała sierota z goryczą, i rzuciła się Annie na szyję.
Pomimo zobojętnienia, Julian zadrżał, gdy mu siostra oznajmiła o oświadczeniu Justyna; śmiertelna bladość powlokła twarz jego, usta się ścięły, a wyraz boleści tak silnie wypiętnował się na nim, że Anna raz pierwszy postrzegła, domyślała się, przeczuła więcéj, niż wiedziała!
— Co ci to, Julku? — zapytała zdziwiona — możnaby myśléć, żeś nie rad szczęściu Poli?
— Ja, owszem... zawsze mnie tylko przeraża, gdy się komu na to, co szczęściem zowiecie, zbiera...
— Ale tu są wszystkie warunki — przerwała Anna wesoło — równość położeń, jedność myśli, skłonność serc... Stryj Atanazy zapewnia im przyszłość... czegoż więcéj żądać mogą?
— Masz słuszność, Anno... będą szczęśliwi i tego z serca im życzę — odparł Julian szybko odchodząc — pomów o tém z prezesem...
Zdziwiona trochę odeszła Anna, a Julian pobiegł skryć się przed oczyma badającemi ludzi i zamknął sam z sobą. Nigdy żywiéj nie czuje się wartości skarbu, jak w chwili straty; teraz odezwała się zagłuszona miłość, uczucie obowiązku, boleść i niewysłowiona tęsknica. Odezwała się téż i próżność może odtrąconego człowieka i z niezbadanych głębin serca wulkanu wszystko, co w niém płonie i goreje... Julian chodził jak obłąkany, łamiąc ręce i wyrzucając sobie, że tak mało miał siły, że tak niepewnemu jutru posiadane już szczęście poświęcili! Namyślał się, wahał, rzucał, to chciał lecieć do Poli, porwać ją i uciekać, to zabić niewdzięczną, to szydzić przynajmniéj i urągać, żeby wylać gorycz serca. Tymczasem miotał się bezsilny i nic począć nie umiał, cierpiał tylko... Wspomnienia przy-