latywały rojem i przedstawiały mu to Połę w uściskach jego, to przelotne owe chwile wieczornych schadzek, to słowa, które z ust zakochanéj wybiegały płomieniste i wypaliły się w jego pamięci. Pierwsze to było uczucie namiętne, na które się Julian zdobył, a choć cierpiał przez nie wiele, boleść ta dała mu życie nowe; dziś trupem dla niego był świat... pustką dnie długie, a Karlin bez tego wesołego dziewczęcia nieznośnym grobem.
Aleksy, który widział, w jakim stanie wyszedł Julian, nie potrzebował skinienia Anny, by zaraz za nim pośpieszyć; nie szedł mu robić próżnych wymówek, ale go dźwignąć i pocieszyć; zastał go odrętwiałym z boleści.
— Wiem o wszystkiém — rzekł poważnie — nie miałeś siły i odwagi do szczęścia, o które walczyć było potrzeba i trochę się ze światem pokłócić, miejże chłodną krew i męstwo w nieuchronném cierpieniu... Nie unikaj go, staw mu czoło i zahartuj się...
— Dobry jesteś na mentora! — ofuknął się Julian — ty coś zimny jak kamień i życie sobie urządziłeś, aby ci szło jak angielski zegarek... proszę cię zostaw mnie samemu sobie i zapomnij o mnie!
— Julianie! Julianie! nie wyrzucaj mi chłodu, nie wiesz i nigdy wiedziéć nie będziesz, co się dzieje we mnie; ale panuję nad sobą i nie dam czytać na twarzy boleści, jaka mnie trawi; zrób jak ja!...
Julian się rozśmiał.
— Zaprawdę — rzekł — nie masz najmniejszego prawa stawić mi się za przykład, nigdyś nie kochał i nie stracił tego, co ukochałeś!...
Aleksy zamilkł.
Prezes, który zdaleka widział wszystko, wszedł na te słowa, nie chcąc dozwolić ani Julianowi samemu pozostać, ani Aleksemu, którego podejrzewał ciągle, brać nad jego umysłem przewagę; na progu pokazał twarz uśmiechnioną i zawołał do synowca:
— Otóż będziemy mieli wesele! musisz już wiedziéć, że Justyn żeni się z Polą. Nie mogli się dobrać lepiéj! cieszę się niewymownie. Pola trzpiot i gorąca dziewczyna, dobrze, że za ślepego idzie Homera... przynajmniéj nie zobaczy jéj wybryków, za które ręczyć można. Trzebaby, żebyście i wy co dla niéj zrobili, kiedy stryj Atanazy daje im Hory.
— Zapewne — rzekł Julian zmieszany — Anna to obmyśli.
— Anna mi już mówiła o wyprawie, to samo z siebie; możemy do niéj dodać jakie pięćset dukatów na szpilki?
— Jeśli przyjmie...
— O to bądź spokojny! Ale tak to jakoś szparko poszło, że nimeśmy się opatrzyli, zakochali się wzajemnie, dali sobie słowo,
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/459
Ta strona została uwierzytelniona.