Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/461

Ta strona została uwierzytelniona.

twojéj chmurnéj i tragicznéj twarzy... Aleksego nie cierpię, sam byłem za przyjęciem go do Karlina, dziś przekonywam się, żem bąka wystrzelił. Ten człowiek nigdy się rozumu i praktyki życia nie nauczy; fałszywe pojęcia w was szczepi, opanował umysł Anny, twój, zjednał sobie Emila, który się bez niego obejść nie może, gdzie stąpić, wszędzie go pełno, nikt nic bez zezwolenia i aprobaty pana Drabickiego zrobić nie śmie... to mi się nie podoba!
— Ale, kochany stryju, to najzacniejszy z ludzi! — rzekł Julian, dobywając z trudnością stłumionego głosu.
— W słowach rodzaj stoika, lecz rozpatrz się tylko, jak was wziął w kluby! Nawet Anna, kochana i święta Anna, przez jego oczy patrzy, ty, już nie mówię, a Emil życieby za niego oddał. Człowiek prawy nie starałby się o taką przewagę w domu, o takie zawładanie wszystkiemi; to dla mnie podejrzane, ma jakieś plany i projekta...
— Cały wylany dla nas... niech stryj spojrzy w jego czynności, co za bezinteresowność!
— Ma rozum, nic więcéj; wszystko to dla mnie dowodzi tylko niebezpieczeństwa... chciałbym się go pozbyć... to intrygant... Jestem pewien, jak dwa a dwa cztery, że gdyby wiedział o twojém przywiązaniu do Poli, z którém przede mną już nie masz się co taić, zamiast wystawiać ci śmieszność twojéj namiętności, byłby cię pędził punktem honoru do ożenienia.
Prezes spojrzał w oczy Julianowi, który się zmieszał widocznie.
— No! to ci daje miarę człowieka — zwycięsko dodał stary. — Demagogiczne jakieś pojęcia, przytém nie lubię, że się stawi ciągle jakby na równi z nami; z tobą chce być za pan brat, zbliża się do Anny w sposób obrażający, dla mnie jest choć z uszanowaniem, ale zawsze nie tak, jakby być powinien oficyalista...
Prezes przeszedł się po pokoju sztywny i wyprostowany.
— Kochany stryju — przerwał Julian — nie zapominaj, że to towarzysz i przyjaciel mój; że nas dawniejsze i poufałe wiążą stosunki...
— Wszystko to dobre, ale ja poufalenia się takiego od tego rodzaju ludzi znieść nie umiem, i powiem ci jedném słowem, że się Drabickiego chcę pozbyć.
— Toby było bardzo trudno, bez powodu — rzekł Julian — nawet Anna...
— Ja o tém pomówię z Anusią; jużciż samo to, że ci się go pozbyć trudno, gdy zechcesz, powinno otworzyć oczy... wkrótce zaprzęże was tak wszystkich, że on tu w istocie będzie panem.
— A Emil?
— Emil się obejdzie bez opiekuna — rzekł prezes — jest dziś