— I on!... Szkodaby było pozbywać się tak zacnego człowieka, a jednak...
Anna się przestraszyła i powstała z widoczném uczuciem niepokoju.
— Mój drogi ojcze, czy tylko się nie uprzedzasz?... — zawołała — ty nam tak życzysz dobrze!... chciałbyś więcéj, niż podobna uczynić, a szukając lepszego, możemy wpaść w gorsze daleko...
— Widzę, że mu bardzo sprzyjasz! — rozśmiał się stary.
— Całém sercem... i nie zdaje mi się, żeby zbytkiem szlachetności zgrzeszyć można, a on chyba nią zawinił.
Prezes pocałował ją w czoło śmiejąc się, i na ten raz przerwał rozmowę, resztę zostawiając na późniéj i polecając wypadkom.
Nadszedł dzień wesela Poli, która odzyskała sił trochę i zmuszając się wróciła do dawnéj wesołości swojéj, ale wybuchy jéj zatrute były jakąś ironią gorzką mimowoli przebijającą się w każdém słowie. Oszczędzała jéj tylko dla Justyna już i tak zamyślonego i smutnego, w którego spodziewane szczęście wgryzł się robak zwątpienia. Zdaleka będąc z Julianem, jemu szczególniéj rzucała te słowa zabijające, których znaczenie on tylko rozumiał; biedne dziewczę śmiało się znowu, płakało, szydziło i nie pojmowało życia poza granicami Karlina, który opuścić chciało i musiało conajprędzéj.
W wilię już, fortepian darowany przez Annę i różne fraszki, któremi chciała wyposażyć przyjaciółkę, pojechały do Hor; Pola rozpłakała się, widząc ujeżdżającą przeszłość i zamknęła się ze swemi łzami. Na wesele nie proszono nikogo, prócz pułkownikowéj z mężem, prezesa i pana Atanazego, który odmówił przybycia; ksiądz Mirejko, na którego indult wyrobiono, miał nowożeńcom błogosławić. Julian im bardziéj zbliżał się ten dzień, przykrzejszego doznawał uczucia, zamykał się sam na sam i dręczył wspomnieniami; kilka razy chciał się przysunąć do Poli, ale ona zręcznie go unikała. Choć nieproszony, przybył przypadkowo pan Albert Zamszański, który dla Karlińskiego znowu był drogim gościem, odwodząc uwagę i robiąc mu dystrakcyę.
Anna równie rada mu była i powitała go z uśmiechem przyjacielskim... jak dawnego i dobrego znajomego.
Przybór do tego wesela, jak dzień, w którym się odbywało, był smutny, na dworze chmurno i chłodno, w pokojach pusto... każdy w swoim kątku myślał lub płakał; jeden Justyn z suchém okiem modlił się przygotowując do wielkiego aktu, którego ważność poj-