mował. W wielkiéj sali przygotowano ołtarz z rozkazu Anny, która sama przystroiła go w makaty, dywany i wazony... Zajęta temi przybory, zabiegała tylko do Poli kiedyniekiedy, całując ją w czoło i cicho modląc się do Boga o jéj szczęście; łza ukradkiem spadała z jéj powiek na myśl rozstania; lecz co się działo w duszy sieroty, a! tego nikt nie wypowie!
Przyszła nareszcie godzina ubrania; na stołach i krzesłach biały strój dziewiczy rozłożony był cały, z zasłoną, z wieńcem, z bukietem! Pola poglądała nań okiem załzawioném i nie chciała się ubierać...
— Dziecię moje drogie — odezwała się Anna — zbierz męstwo i zacznijmy...
— A! ty nie wiesz — odpowiedziała panna młoda — jakie kajdany włożycie mi z tą suknią! w niéj będę musiała opuścić Karlin nazawsze; a ja nie znam na świecie nic prócz Karlina, w nim przeżyłam młodość i nie pojmuję, jak gdzieindziéj żyć będzie można... przyszłość mnie przestrasza... upadam na siłach...
— Przecież nie sama i nie nazawsze opuścisz nas, droga Polo... Hory o mil parę... Justyn pojedzie z tobą...
— A! czemuż was wszystkich zabrać z sobą nie mogę i całego Karlina i téj mojéj izdebki i ulic ogrodu i drzew, do których nawykłam, szumu i tutejszego powietrza!
— No, ubierajmy się! — przerywając umyślnie, zawołała Anna — przeżegnaj się i zaczynaj.
Pola spojrzała na suknie, wieniec i bukiet.
— Nie! — rzekła — nie zezwolę na to kłamstwo i nie włożę ani téj białéj szaty niewinnéj, ani tych kwiatów... ani zasłony! Sierota uboga pójdę przed ołtarz w codzienném ubraniu z pokorą, bez tych symbolów, do których nie mam prawa... myśl moja zczerniła mnie... nic już niéma we mnie białego! Powinnam wziąć suknię żałobną, czerwony pas męczeństwa, krzyż w dłoń, cierniowy wianek na skronie, i tak stanąć na kobiercu...
Anna załamała ręce.
— A! na Boga! — zawołała — co ci do głowy przyszło, coby to ludzie pomyśleli; jest obcy pan Albert Zamszański... będą Bóg wie co za plotki, wybij sobie z głowy to dziwactwo...
— Ale ja tego włożyć nie mogę...
— Polo! jeśli mnie kochasz...
— To będzie kłamstwo!... to będzie oszukaństwo!
— Polo droga, w głowie ci się pomieszało!
Pola porwała się nareszcie żywo i spojrzała na nią z gorączkowym ogniem.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/464
Ta strona została uwierzytelniona.