Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/467

Ta strona została uwierzytelniona.

Julian słyszał zdala rozmowę, cierpiał, ale zarazem, kto to wytłómaczy? egoizm jego odzywał się w nim uczuciem wyswobodzenia; rad był może, że Poli nie zobaczy i uśmiechał się do Alberta i mówił ze stryjem swobodnie, usiłując pokryć przedślubny swój smutek i mimowolnie zdradzające się rozdrażnienie.
Bez państwa młodych więc odbyła się uczta weselna i zdrowie ich wypili goście dla ceremoni tylko; Julian przykładając kielich do ust spojrzał na Aleksego i spotkał wejrzenie jego poważne, smutne, pełne wyrzutów i skrytéj boleści. Aleksy czytał, co się działo w duszy Juliana, i stara przyjaźń dla niego ostygła wśród dowodów niepojętéj płochości i egoizmu tego człowieka.
— Byłożby to prawdą? — mówił w duszy Drabicki — że ci ludzie skutkiem życia swego, tajemniczych krwi swéj własności, wychowania, nałogów, głębokiego uczucia doznać nigdy nie potrafią? że są drażliwi jak polipy i jak one bez serca? Nam-że to zostawiono tylko czuć silnie, długo i w sprawach uczucia za nich i za siebie pokutować? Mogęż rachować na jego przyjaźń, kiedy najgorętsza miłość rozbiła się o obawę ubóstwa, o strach walki, o potrzebę gnuśnego spokoju? Ta płochość jest-li skutkiem usposobienia osobistego, czy spuścizną żywotów poświęconych używaniu, nie ogrzanych myślą żadną, nie związanych powinnością, nie pokierowanych celem? Jest-li skutkiem mimowolnego przekonania o wyższości, któréj wszystko służyć powinno, jak dzieciom chrząszcze wbite na szpilkę do zabawy? nasze boleści, miotania, łzy krwawe, miałyżby dla nich być rozrywką? Mieliżby ludźmi być tylko w młodości, dopóki z nich przykład i tradycya nie wymaga szlachetniejszego popędu i starsi nie nauczą, że co dla świata jest prawem, do nich się nie stosuje, ich nie wiąże? A! byłoby coś przerażającego dla ludzkości w tym widoku istot spodlonych do takiéj dumy, ogłupionych takiém szaleństwem i grzech szatana powstającego przeciw Bogu, odnowiłby się w tych istotach obłąkanych, aż do postawienia na jakimś szczeblu oddzielnym, wzniesionym nad głowami społeczności.
I pomyślał Aleksy o boleści, z jaką sierota uciekała z tego domu odtrącona zimno, w chwili, gdy Julian wesoło prawie połykał wino za szczęście i pomyślność wczorajszéj kochanki... Smutno mu się zrobiło, ciężko na sercu, patrząc na twarz dawnego przyjaciela, coraz się wyjaśniającą i obojętniejszą... Gdzie była ta miłość gwałtowna, gdzie choć jéj wspomnienie? W dniu wesela czcza rozmowa już ślad ich zatarła...