stolika, Albert jéj pomagał, i łatwo było dojrzéć między niemi téj poufałości, która jest pierwszym szczeblem ściślejszych serdecznych stosunków.
— Co za śliczna para! — rzekł po cichu pan Piotr do prezesa, wskazując Alberta i Annę.
Karliński trochę się skrzywił i pod nosem odpowiedział słowami Fredry:
— Gdzie dwoje, tam para!
W salonie tylko ich dwoje śmiało się i bawiło wesoło; pani Delrio patrzała na nich przechodząc swoje życie zwiędłe i zmarnowane, Julian wielkiemi krokami przebiegał milcząc salon pusty dla niego i obudzający wspomnienia niezatarte, Aleksy patrzał oknem, nie mogąc znieść widoku spoufalenia ze swoim ideałem tego zręcznego komedyanta, w którym serca ani duszy dotąd się nie dopytał.
— Dobry to staropolski nasz zwyczaj — mówił Albert — że u nas same panie robią herbatę... to jéj ceny i smaku dodaje... W Paryżu...
— Dlaczego pan tak często Paryż wspominasz? — spytała Anna.
— Bo jakkolwiek nań u nas modą dzisiaj hałasować i dziwne rzucać potwarze, jest to może jedyne miejsce, gdzie wyższe towarzystwo żyć umié i gdzie życie jest najmilszém.
— Milsze niż u nas? wszakżeś pan chwalił nasz stary zwyczaj?
— I cenię wysoko wszystkie stare zwyczaje, ale raz przypuściwszy życie dla życia, życie samo sobie będące celem, nigdzie go tak nie rozumieją jak w Paryżu... Nie widać sprężyn, które poruszają tę sztuczną machinkę: wszystko idzie czarownym sposobem łatwo, lekko w swojéj porze przychodzi, mienia się... mija... sensacye tak są obrachowane, przyjemności taką idą koleją misterną, że ani się człowiek postrzega, że gdzieindziéj życie być może ciężarem... O! życie jest wielką sztuką, umiejętnością prawie.
— Ale pan mówisz o życiu, którego nie rozumiemy; takie jest anomalią wśród świata... żyć, by się zabawić i użyć?...
— Naturalnie ze stanowiska moralnego — rzekł Albert — to co innego.
— Ale nawet dla serca! dla duszy!
— Przepraszam panią, w téj umiejętności życia, jak te tam pojęto, wszystko wchodzi w rachunek: jest trochę dla serca, jest dla duszy, dla uczucia piękna, dla ideału, dla wszystkich potrzeb człowieka, dusznych, cielesnych...
— Ja sądzę, że najwięcéj dla egoizmu...
— Ale dobrze zrozumiany egoizm nie jest bo tak straszny —
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/474
Ta strona została uwierzytelniona.