Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/477

Ta strona została skorygowana.

— Jakto! miałby się z nami rozstać? — zapytał Julian niespokojny.
— Tak mi się zdaje — wyszedł cały zaperzony. — Proszę cię tylko żadnej słabości, nie idź do niego, nie posyłaj, tym sposobem grzecznie się uwolnim od niego; wina spadnie na mnie i po wszystkiém.
— Ale ja dobrze nie słyszałem; o cóż to poszło?
— Dzieciństwo; powiedziałem mu w żarcie, że nadto szafuje z cudzéj kieszeni; coś mi odburknął hardo, położył papiery i wyszedł.
Powróciwszy do swego pokoju, Aleksy bez zastanowienia, cały zburzony, natychmiast pakować się kazał służącemu i konie zaprzęgać; podziękował za obiad, na który go proszono, ułożył resztę papierów i dotknięty tém, że Julian słowa nie powiedział w jego obronie, nie przyszedł nawet po przyjacielsku się z nim rozmówić, postanowił opuścić dom ten nazawsze. Może i miłość jego, która dochodziła do tego stopnia szału, że widok Anny i Alberta był dla niego nieznośną męczarnią, przyczyniła się do tego. W pierwszéj chwili wyjechać z Karlina, zdawało mu się niezmiernie łatweém, ale gdy zebrał pamiątki i poczuł gorycz w sercu, przekonał się, że go to wiele kosztować będzie. Nigdzie człowiek dłużéj bezkarnie przebyć nie może, przyrasta do miejsca i ludzi; tu jeden widok obojętnéj, chłodnéj ale codzień uśmiechającéj mu się przyjaźnie Anny, osładzał wszystko; jedna z nią wieczorna rozmowa starczyła za wątek na tygodnie marzeń niewyczerpanych. Wszystko potrzeba było stracić zarazem! Biednemu Aleksemu pomieszało się w głowie, zdrętwiał na miejscu, jak siedział, i resztę dnia przebył nie wiedząc, co się z nim działo; pakunki były gotowe, on nie wyjeżdżał, oderwać się nie mógł od tego miejsca...
Nikt ani zajrzał do niego; nie postrzeżono niebytności u obiadu, która się często trafiała; stryj Juliana wstrzymywał, reszta towarzystwa o niczém nie wiedziała, niczego się domyślać nie mogła. Pozostał więc osamotniony, opuszczony, a w takiéj chwili boleśnie go to zraniło... Czuł potrzebę zerwania stosunków, które nic prócz przykrych wspomnień przynieść mu nie mogły, i siły na to brakło; myśli plątały się po głowie, dziwaczne, bezładne a smutne; cały dzień upłynął w takiém gorączkowém osłupieniu. Ile razy zerwał się z miejsca, Anna przychodziła mu na myśl; zdawało mu się, że czuwać nad nią był obowiązany, że niebezpieczeństwo, w jakiém zostawała, zmuszało go pozostać, ale po chwili rozmysłu opadły ręce. Czémże tu był? mógłże choć słowo wyrzec?
Tak walcząc z sobą, dosiedział Aleksy do wieczora; chciał się podnieść z siedzenia i jechać, ale nagle poczuł w głowie szum jakiś,