w ustach gorycz i spaleniznę, w całym sobie jakąś gorączkę dreszczem i żarem przechodzącą po nim gwałtownie; oczy mu się zasłoniły, wzrok przyćmił i zwlókłszy się z siedzenia upadł na łóżko, na którém już nic prócz trochy słomy nie było... a ledwie się położył, zupełnie stracił przytomność; choroba opanowała go nagle i gwałtownie...
Czuł, że żył, ale ani sobą władnąć, ani zawołać, ani podnieść się nie mógł; mary jakieś przesuwały mu się przed oczyma duszy, to szydersko się uśmiechające, to pogrzebowe i żałobne...
Oprócz wielkiego ciężaru na głowie, który był połączony z głuchą boleścią, stan Aleksego nie miał w sobie nic przykrego; był dlań nowym i w pewien sposób miłym. Mózg rozdrażniony z wielką siłą przedstawiał mu spotęgowane i skupione obrazy, które zwykle pamięć pojedyńczo i słabo malowała. W tym gorączkowym dramacie ruch był potężny i życie podbudzone, szybko przesuwały się postacie jedne po drugich, zachowując swoje znamiona i charaktery; a jednak dziwnie jakoś podniesione do niezwykłéj im działalności. Wszyscy, których znał, kochał lub nienawidził w życiu, wrócili w życiu chorobliwém: Anna, Julian, Emil, matka, stary Junosza, sąsiedzi z Żerbow, pan Atanazy, Justyn i Pola, a obok nich pełno nieznajomych figur wydobytych z komórek zamkniętych wspomnień, i żywo powstających z mogiły...
Cały ten świat zdawał się być przeciwko niemu; wszyscy przechodząc miotali nań wyrzutami gorzkiemi, każdy zdawał się osobiście dotknięty, każdy miał jakąś winę i rzucał nią nań jak kamieniem, a Aleksy związany, niemy, bezsilny, próżno starał się coś odpowiedziéć, niemoc związała mu usta... pęta opasywały ręce i nogi, kamień zwalił się na głowę i piersi.
W tym chaosie na jakiémś tle chmurném, wijącém się bez przestanku, w gwarze, który co chwila się zwiększał, Aleksy postrzegał coraz nowe zjawiska... ale obłok jakiś przyćmiewał je powoli, ludzie zmienili się w poczwarne jakieś dymów kłęby i znikli... czarna cisza grobowa nastąpiła po szalonym zamęcie.
Po niéj latały tylko iskry i płomienie, to znowu rozlewała się jasność nieznośna, a po niéj jeszcze ciemniejsza noc spadała na oczy...
Aleksy nie czuł już i nie wiedział, co się z nim działo...
Słudzy odeszli, nie było przy nim nikogo, pozostał więc rozmarzony gorączką na łóżku do nocy; bo po rozejściu z salonu dopiéro prezes namyślił się razem z Julianem odwiedzić Aleksego.
Znaleźli go bez światła na łóżku nieposłaném, dyszącego straszliwą gorączką, z oczyma osłupiałemi, ze spalonemi ustami, ze wszelkiemi oznakami niebezpiecznéj choroby... Spytany, nie dał
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/478
Ta strona została uwierzytelniona.