Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/479

Ta strona została uwierzytelniona.

im odpowiedzi, nie poznał ich nawet... Prezes zląkł się niezmiernie, Julian uczuł wyrzut sumienia, natychmiast posłano po Grebera i Karliński sam zająć się chciał pilnowaniem chorego; ale stryj przewidujący, że choroba tego rodzaju może być zaraźliwą, nie pozwolił, odciągnął go i posłał po Bornowskiego, który tak dalece był do wszystkiego, że i przy słabych czasem lekarza zastępował. Nie powiedziano téż nic Annie, nie dano znać do Żerbów, aby matki nie przestraszać; Julian ze spuszczoną głową poszedł ze stryjem do pokoju.
— Nie przypisuję wcale wzruszeniu rannemu téj choroby — odezwał się niespokojny prezes po chwili — nie powiedziałem mu nic ostrego!...
— Jednakże źle się stało, żem choć ja wcześniéj do niego nie poszedł — odezwał się Julian — mam na sumieniu to wszystko... Wyrwaliśmy go z bytu spokojnego, z którym się obył i w którymby mógł być szczęśliwym, wezwaliśmy w imię przyjaźni do pomocy w interesach, poświęcił się nam całą duszą, wyratował brata, zapomiał o sobie, i za to wszystko w końcu odpłacamy mu gorzéj niż obojętnością, bo niewdzięcznością prawie...
Był to ostatni odbłysk szlachetniejszego uczucia w Julianie, które prezes zniszczył kilku słowy zimnemi.
— Słuchaj — rzekł — wszystko zależy od sposobu, w jaki się rzecz przedstawia... daliśmy mu dobre miejsce, na którém więcéj zarabiał niż na lichéj dzierżawie, wprowadziliśmy go w nasze towarzystwo, robił, co mógł, ale nie zrobił nic osobliwego. Emil prędzéj czy późniéj byłby dojrzał i bez niego... Przecież nie wyrzuciliśmy go na ulicę? Nie zapominaj, kto my... a kto on... reszta mu się dopłaci!...
— A... stryju!
— Dajże mi pokój ze swoją filantropią i ideałami! Nic mu się nie stanie, duma obrażona, duma nieznośna zrobiła mu chorobę i gorączkę, puszczą mu krew, dadzą kalomelu i licho go nie weźmie, nie widzę powodu rozpaczania... Dobranoc!
To mówiąc prezes wyszedł, udając daleko gorszego i zimniejszego, niż był w istocie, gdyż w głębi uczuł boleśnie chorobę Aleksego, któréj się uważał pierwszą przyczyną. Zamiast pójść spać, cicho skierował się do mieszkania chorego i wywołał Bornowskiego.
— A co?
— I cóż, jwpanie, majaczy! gorączka! straszna gorączka! postawiłem mu synapizma... głowa jak w ogniu! od rzeczy plecie...
Prezes wiedziony niepokojem wszedł do środka i stanął we drzwiach drugiéj izdebki.
Tuż za nim wsunął się niespokojny Julian.