Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/481

Ta strona została uwierzytelniona.

rzach mogliby wyczytać chyba, że się coś dzieje niezwykłego i strasznego... Chodźmy stąd i zostawmy ich, jak byli, udawajmy, że nic nie wiemy... Jużciż ani go opuścić, ani zamknąć niepodobna; byłoby to jedno, co go zabić... Chodźmy!
Prezes zamyślił się i zmiarkował, że inaczéj być nie może i choć wzruszony, przybrawszy obojętną postawę, wyszedł powoli, polecając chorego Bornowskiemu, którego mijając, rzekł tylko do Juliana tak, żeby był słyszanym:
— To ta głupia miłość dla Anny Polkowskiéj z Zameczka wszystkiemu temu przyczyną... dowiedział się pewnie, że idzie za mąż za Marszyńskiego.
I w ten sposób odwróciwszy, jak mu się zdawało, podejrzenie, ustąpił do swojego mieszkania, ale niepokój oka mu zmrużyć nie dał.
Anna dopóźna nie wiedziała o niczém; dopiéro któraś ze sług przyszła do niéj z nowiną, gdy się już spać kładła i przeraziła ją opisem od Bornowskiego przejętym, straszliwéj gorączki Drabickiego, ubarwionéj jeszcze rozlicznemi dodatkami, które już po dworze biegały, że zrana pokłócili się z prezesem, że miał wyjeżdżać, że cały dzień był zamknięty u siebie, a w nocy znaleziono go bezprzytomnym na łóżku... Anna mocno to uczuła i natychmiast pobiegła sama do Juliana, żeby się lepiéj dowiedziéć; zdawało się jéj przesadzoném to opowiadanie, a jednak domyślała się, że w niém coś prawdy być musiało.
Julian chodził zasmucony i zamyślony po pokoju, gdy weszła Anna; przeczuł, czego się dowiedziéć chciała i badająco spojrzał na nią.
— Julku, prawda to? — zawołała — że Aleksy śmiertelnie chory? co mu się stało?
— Chory, chory istotnie... nie wiem, prezes zrana trochę się ostro z nim przemówił, miał wyjeżdżać z Karlina; musiał uczuć zbyt mocno... posłaliśmy po Grebera...
Widać było chmurkę na czole Anny.
— Mój Boże! — rzekła — jak to ciężko na tym świecie wszystkim się pogodzić z sobą... domyślałam się, że prezes go nie lubi, ale za co?... dlaczego chce go się pozbyć?... znajdziemyż drugiego, coby był zarazem, jak on, pomocnikiem, doradcą i przyjacielem? kto go zastąpi przy biednym Emilu?
— A jednak rozstać się musim — rzekł Julian ciszéj, zbliżając się do niéj — prezes lepiéj widział od nas wszystkich...
I szepnął kilka słów na ucho Annie; ona cofnęła się żywo, za-