Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/487

Ta strona została uwierzytelniona.

strumieniem; ścisnął rękę matki i brata... wzrokiem podziękował Junoszy.
— Lepiej mi tu... — rzekł — czuję, żem pod moim dachem, że mi tu i jęknąć i zaboleć i odezwać się wolno z każdą myślą moją... dzięki wam... Wyzdrowieję.
Przy staraniu jednak i największéj opiece, Aleksy nierychło i powoli przychodził do dawnego stanu; choroba, mimo młodości, zostawiła ślad na całe życie; znać było, że się ze śmiercią pasował i objęcia jéj wypiętnowały się na nim. Młodość, świeżość, siłę pozostawił za wrotami; wstał starcem prawie drżącym, z obnażoną czaszką, z wpadłemi oczyma i, co gorzéj, zabity na duszy... Tylko miłość ku Annie, jak sen gorączkowy, długi, z za mgły występowała przed niego z żałobną twarzą i krzyżem na piersi. Kochał jeszcze, ale to uczucie zmieniło się w idealne jakieś rozmarzenie, gorzkiém strute wspomnieniem... widział ciągle Annę, anielską Annę, uśmiechającą się do Alberta i podającą mu rękę... Wszyscy ci ludzie, do których tak był przywiązany, z ułomnościami ludzkiemi i lekkością swoją, w nagiéj prawdzie stali przed nim... znał ich lepiéj i litował się raczéj, niż nienawidził. Julian i Pola, prezes, obejście ich z Aleksym, do reszty odkryło ułudne osłony, jakiemi ich ubierał z początku; wiedział, że na te słabe istoty rachować, że się na nich oprzéć nie można, że one przedewszystkiém szukają zabawy, roztargnienia i siebie mając za ognisko, resztę braci w stosunku tylko do swoich potrzeb garną do siebie lub odpychają. Świat ten lepszy, piękniejszy, pozorniejszy, teraz mu się malował w tém samém świetle co Żerby i sąsiedzi starego dworu; tu tylko egoizm był otwartszy, słabość widoczniejsza; Adam obnażony, tam chodził w szacie pożyczanéj, szacie wiotkiéj, która zakrywała ułomność, ale nie wytrzymywała gwałtowniejszéj próby i pękała pod ręką namiętności, interesu i cierpienia.
Wstał z łoża wytrzeźwiony, dojrzalszy, chłodniejszy, skończywszy chorobą tę pierwszą część żywota, w któréj jeszcze wierzym w anioły, w wyjątki, w doskonałość; szczęściem nie wpadł w drugą ostateczność i rozum zatrzymał go na granicy, z któréj świat wydawał mu się, jakim był, dziwną mieszaniną popędów ku dobremu i słabości, marzeń i prawdy gorzkiéj, cnót i upadków, poezyi i prozy... kału i złota, ciała i ducha... dramatem i walką dwóch pierwiastków z kolei strącających i podnoszących nieszczęśliwego człowieka, który jest ich igrzyskiem.