Nierychło przyjechał do Żerbów Julian, który się długo i niechętnie, czując do winy, wybierał i wybrał nareszcie zimny, grzeczny, ale nie ten już, co go Aleksy spotkał w gospodzie przed niedawnym czasem... Spodziewał się on znaléźć Drabickiego upokorzonym, obawiał się, by nie zażądał powrotu do Karlina, lękał wymówek od staréj matki, ale pojęcie i domysły, z jakiemi jechał, zupełnie go zawiodły.
Aleksy przyjął go chłodno, grzecznie także, słowa nie mówiąc o przeszłości z pewną dumą uczciwą; sam zaraz zapowiedział mu, że zdrowie nie pozwala dłużéj zająć się interesami Karlina, które inny zapewne lepiéj pojmie i poprowadzi. Stara Drabicka ani słowa nie rzekła do Juliana, przywitała go z godnością i obojętna odeszła; nie odkryła ani żalu, jaki miała, ani urazy, którą serce wzbierało. Przyszło do rachunków, Julian przywiózł pieniądze z porady prezesa... gdy o nich wspomniał, Aleksy zarumienił się, ale żywo mu przerwał.
— Nie zgodziliśmy się z panem prezesem na sposób, w jaki poprowadzić było potrzeba interes z sukcesorami Szai: prezes mi powiedział, byłeś świadkiem, żem nadto hojny był z cudzéj kieszeni, pieniądze te przeznaczyłem na zapełnienie zrobionego wam uszczerbku, i nie przyjmę ich...
Julian zakrzyknął, Drabicki go wstrzymał.
— Ani słowa — rzekł — znasz mnie, pieniędzy nie wezmę. Prezes nie zaprzeczy temu, co powiedział, a ja nie odstąpię od tego, com postanowił. Zróbcie z tém, co się wam podoba, ja grosza nie wezmę, jak mnie żywego widzisz, uczciwém słowem zaręczam.
Julian był zakłopotany mocno, ale nie wiedząc co począć, gdy nadszedł Junosza, wyrwał się do pani Drabickiéj, sądząc, że z nią łatwiéj to potrafi zrobić. Stara spojrzawszy mu w oczy poznała, że w tém coś być musi.
— Ja tych pieniędzy wziąć nie mogę — zawołała — to do Aleksego należy.
— Aleksy przez zbytek jakiéjś delikatności...
— Ludzie ubodzy powinni być delikatni aż do zbytku — przerwała Drabicka. — Kiedy Aleksy to zrobił, widać czuł, że był powinien... I my mamy coś droższego od pieniędzy — dodała — to uczucie godności naszéj.
Julian uczuł się prawie upokorzonym i wymknął się znowu do Aleksego; chciał koniecznie z rozkazu prezesa, obawiającego się, by mu ta historya u szlachty do marszałkowstwa gubernialnego nie
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/488
Ta strona została uwierzytelniona.
LXI.