Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

Przez drzwi otwarte ku ogródkowi i stawowi widać było siedzącego Justyna, zamyślonego tęsknie i przypatrującego się lasom w dali, czy brzaskom zachodzącego słońca... jeszcze gdzieniegdzie po niebie rozpryśniętém złotemi bryzgami.
Na krzyk Poli, Justyn się odwrócił, wstał, wszedł żywo, jakby się kogoś innego spodziewał, i zbliżył się z czułością do Aleksego.
— To ty! — zawołał — co ci się stało?... tak jesteś zmieniony!
Poli łzy się w oczach kręciły; zgadywała, co tak biednego zmienić musiało; ale i ona, i ona cieniem już była wesołéj dzieweczki pełnéj życia i uśmiechu, która skakała po ogrodzie Karlina. Wychudła, z oczyma zapadłemi i gorączkowym świecącemi blaskiem, była jak kwiat uwiędły od skwaru, na którym są jeszcze barwy życia i siła poranku, nagle zwarzone i obumierające nie brakiem wewnętrznych zasobów, ale od tego, co żywić go i utrzymywać miało. Smutna, zobojętniała wpatrywała się w Aleksego, czytając na jego twarzy własne dzieje.
— Biedny — zawołała po chwili — i ty! i ty! musiałeś być z kolei zabitym, jak wszyscy, co się do nich zbliżyli.
— Ja chorowałem — rzekł Aleksy — nie wiem, jakim cudem powróciło mi życie... i... porzuciłem Karlin...
Łza zakręciła mu się w oku.
— Nic nie wiemy, ale-m to przeczuwała myśląc o tobie, przyjacielu — odezwała się Pola — tak się wszystko kończy, tak się i twoje szczęście skończyć musiało.
Aleksy spojrzał na Justyna; i ten już nie był wczorajszym poetą, co wierzył w pieśń swoję i przyszłość, cierpienie przygięło go i przybiło; blady uśmiech miał na ustach, a powiekę mokrą, a wzrok błędny...
— Tyś o nas nie zapomniał, niech ci Bóg zapłaci — rzekł — siadaj i mów naprzód, coś przecierpiał; choroby tak nie przychodzą w życiu ludzkiém... wielkich wstrząśnień zawsze przyczyną jest dusza... Gdy ona silna, ciało posłuszne jéj nie może cierpiéć i wytrzymuje wszystko, dopiéro z upadkiem ducha obala się jego siedziba...
— Nic nie wiem i nic o sobie mówić nie będę — rzekł Aleksy — przyjechałem was zobaczyć, a nie swój smutek wam przywieźć... jednego wieczora straciłem przytomność, nie rychłom ją odzyskał, i wstałem, jak mnie widzicie, starcem złamanym chorobą...
— Co się dzieje w Karlinie? — spytała Pola niespokojnie.
— Ja dawno, dawno już tam nie byłem — odpowiedział Drabicki. — Rozdzieliliśmy się — dodał smutnie — nie widujemy się więcéj...
Justyn odszedł powoli, nie chcąc przeszkadzać rozmowie żony,