Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/495

Ta strona została skorygowana.

któréj oczy badały Aleksego, a usta otworzyć się nie śmiały; poczuł, że przy nim biedna Pola krępować się będzie, i chciał jéj oszczędzić téj walki — poczciwy...
— Mów szczerze, mów otwarcie, mów — dodała sierota. — Justyn wié wszystko, nie robiłam przed nim tajemnicy, wié, kogo kocham i lituje się nade mną... Mów o Julianie...
— Cóż chcesz, żebym ci o nim powiedział, chyba że się bawi i żeni — odparł Aleksy smutnie.
Pola rozśmiała się gorączkowo, ale spytała zimno:
— Z kim? wszak bogato?
— Z Zeni Gerajewiczówną!
— Mówią, że wielka muzyczka?
— Nie wiem, nie znam...
— A Anna? — wpatrując się pilnie w Aleksego zapytała Pola — Anna?
— Anna — usiłując pokryć wzruszenie, rzekł młody człowiek — Anna idzie za mąż za...
— Alberta? nieprawdaż? przeczuwałam to! — dorzuciła Pola — serce jéj uderzyło nareszcie, kocha! szczęśliwa!... — Wzięła za rękę Drabickiego i dodała wzruszona: — Przyjacielu! przyjacielu! któż z nas odgadnie, dlaczego Bóg dał niezasłużone szczęście jednym, a niepojęte próby na drugich zsyła?... Pan Atanazy mówi, że wszystko jest sprawiedliwém... Tajemnica naszych losów na innym się świecie odkryje... Bez tego żywota, dopełniającego mizerną dolę naszę, nicby pojąć nie można i z rozpaczy potrzebaby się obłąkać... oszaléć... Widzę, że cierpisz jak my, że wleczesz za sobą kajdany... radabym ci ich ulżyć... spojrzyj w niebo... na téj biednéj ziemi, gdy zagasną mary młodości, nic niéma! nic... wielki cmentarz wszystkiego, co święte, piękne, co było ukochane... Ręka niewidzialna odsłania przed nami kryjące się w nim kości i popioły, i w trumnach widzimy z kolei: miłość naszę w białym całunie i zielonym wianku, wiarę w ludzi, nadzieje w życie, przyjaciół... pomarłych, zgniłych, zczerniałych i niemających nawet już powstać w dzień wielkiego zmartwychwstania. Na każdym z tych grobów kwitną lilie dla młodych pokoleń, dla nas niewidzialne; na każdym czytamy straszliwe: Na wieki! a zamiast Dies irae śmiech szyderski wieje nad czarném cmentarzyskiem...
To powiedziawszy, Pola odwróciła się nagle, by ukryć łzy swoje i rzuciła się do fortepianu otwartego; ręce jéj z gorączkową niecierpliwością dotknęły niemych klawiszów i z szałem zagrały... Co? a! tego walca Strauss’a, któremu ktoś na szyderstwo dał napis: — Tańcem życie, życiem taniec...
— Nie graj! na Boga! nie graj tego! — zawołał Justyn powra-