Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

że chyba żyć nie będzie, jeśli nie pokaże Siekierzyńskim, co Wichułowie znaczą.
Otóż tak drobna ta na pozór okoliczność stała się powodem nieskończonych dla wdowy utrapień. Jużeśmy to mówili, bo wiemy dowodnie z ust stolnika, że pani Siekierzyńska pozostała w bardzo przykrych post decessum nieboszczyka interesach, a to tak dalece, że i raty podatkowéj i procentów różnych i sumek rękodajnych zalegało na Siekierzynku więcéj niżeli wioseczka była warta. A tu nikogo krewnego bliższego nie było, coby poratował, bo wdowa, która była aż z krakowskiego, z tamtych Pileckich, co około Kielc się gnieżdżą antiquitus, i tu nie miała prawie familii. Gdy ksiądz proboszcz zawezwał stolnika nurskiego dla przepatrzenia dokumentów i ułożenia statum długów, procesów, włosy na głowie powstały Kornikowskiemu, wejrzawszy na nieszczęśliwy stan wdowy i sieroty. Cudem tylko Siekierzynek trzymał się przy nich, bo ich rugować mogli wierzyciele w jednéj chwili. Co tu było radzić? Stolnik życzył układy, przewłokę i nadzieję w Bogu i przyszłości; ale wściekły brat nieboszczyka Wichuły, któremu podobno i wdowa zmarłego smakowała, że się do niéj rad był przybliżyć, począł nabywać długi na Siekierzynku z zamiarem wypędzenia Siekierzyńskich. Nie było na to sposobu ani ratunku, a stolnik opisując to powiadał, że mu się łzy w oczach kręciły, gdy na nieszczęśliwą wdowę i sierotę, tam magni nominis haeredis, spojrzał, w ucisku, nędzy i co chwila zagrożonych, że ich z pod zbutwiałego dachu, pod którym od lat dwóchset pokolenia przodków mieszkały, wypędzą. Uwijał się młodszy Wichuła, że w kilka miesięcy już Siekierzyńskiej nie pozostało, tylko go prosić o folgę.
Poszła do niego z proboszczem i dla dziecka nie wahała mu się do nóg rzucić a błagać o litość, ale nie tylko on, ale wdowa wybiegła do niéj z wyrzutami, że nieboszczyk był przyczyną śmierci jéj męża, że całe życie im dojadali i że teraz przyszła kolej na nich... pójść z torbami. Powstała więc z niejaką dumą prosząca i poszła w milczeniu do pustego dworu, który opuścić miała i poczęła z wielką umysłu stałością ostatek fantów sprzedawać, aby jaki grosz zebrać na drogę do Lublina, gdzie dawniéj kupiony, dla pilnowania procesu z Lędzkiemi, mieli jeszcze drewniany dworek na Winiarach, w którym osiąść z dzieckiem myślała. Szlachta okoliczna choć uboga, sprzyjając Siekierzyńskim, pokupowała wszystko aż do łomu krzeseł i kanap, pustych skrzynek i ladajakich sepetów, tak, że się z tego kilkaset złotych insperate zebrało. Ludzie wiejscy płakali, przychodzili do dworu, póki mogli, kto z kurą, kto z jajami lub prosięciem i tak ich do ostatniego dnia żywili. A gdy w połamaną taradajkę siadła skarbnikowiczowa ze starą Dorotą i synkiem, żegna-