wką. Justyn szepnął mu pocichu, że ma nadzieję uzdrowienia żony, że się wzięła do pracy, że życie w nią wróciło.
Tak było w istocie, ale na twarzy téj ofiary nie postrzegł jeszcze żadnéj zmiany przyjaciel; pragnienie szczęścia zwodziło Justyna. Pola miała rumieńce, blask w oczach, uśmiech na ustach, a gorzéj się mu wydała, niż pierwszym razem: wysiłek był widoczny, trawiąca choroba widoczniejszą jeszcze...
— Widzisz — zawołała prawie wesoło podchodząc ku niemu i podając mu rękę z uśmiechem — posłuchałam cię, pracuję, bawię Justyna, pilnuję go, krzątam się koło domu i doprawdy coś mi lżéj, lżéj daleko! Jestem spokojna... A ty?
— A ja — rzekł Aleksy — jak widzisz, kochana pani, trzymam się... żyję...
— Nie widzę w tobie poprawy!
— Przyjdzie z czasem... — boleśnie odparł Aleksy.
Ze wszystkiego stan Justyna i jego powrót do ulubionych zatrudnień, najwięcéj pocieszył Drabickiego; poeta znowu wybiegał zbierać pieśni i podania, znowu marzył o wielkiéj epopei homerycznéj z dziejów słowiańskich, znowu mówił o przyszłości i kołysał się na obłokach poezyi; zdawało mu się, że Pola go kochała, że mieli przyszłość przed sobą, że wczoraj pogrzebali na wieki.
Ale tak nie było w istocie! Pola znowu z poświęceniem zupełném zaparła się łez i cierpienia i przywołała uśmiech, wesołość, spokój dla osłodzenia kilku chwil życia temu, któremu narzuciła się za smutną towarzyszkę. Aleksy widział to jaśniéj i lepiéj, ale uwodził się tém, że często wielki wysiłek woli sprawia cuda, bo jest niepokonaną dźwignią, gdy się łączy z wytrwaniem; myślał, że stan ten Poli jest przejściem męczącém tylko, nie poznał się na jéj chorobie i wyniszczeniu. Tymczasem walka ciągła, wewnętrzna boleść i gwałtowna praca w nieustannéj trzymając ją gorączce, wyrodziły już nasionko śmierci... Poli dni były policzone, przeczuwała zgon bliski chwilami, ale milczała zobojętniała i znużona, potrzebowała spoczynku choćby w mogile.
Smutny odjechał Aleksy i znowu upłynęło kilka miesięcy w przeczuciach tylko i domysłach; list Justyna przerwał milczenie; prosił on Drabickiego o przywiezienie Grebera do żony, która była osłabiona nieco i położyć się musiała... Z pisma poety widać było, że miał to za przemijającą chorobę małéj wagi.
Aleksy natychmiast pobiegł do miasteczka i namówił niełatwo lekarza, aby z nim do Hor pojechał.
Greber coraz teraz więcéj miał praktyk między panami i prawie wyłącznie się im oddawał, ntrzymując, że dobry doktór powinien specyalnie pewnéj klasie tylko się poświęcić, gdyż każda warstwa
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/507
Ta strona została uwierzytelniona.