— Masz gościa, Polu!... — rzekł z uśmiechem — panna Anna była w Szurze, dowiedziała się tam o twojém niezdrowiu i przyjechała do nas... pozwolisz jéj przyjść?...
Pola zadrgała... przypomniał się Karlin, ale oddechu jéj i mowy zabrakło, wyciągnęła tylko ręce ku drzwiom...
Aleksy już był zniknął...
Bocznemi drzwiami wymknął się na ogród, kazał zaprządz i wyjechał na całą noc do Żerbów.
Anna, która się z nim spotkać obawiała, nie znalazła go już w pokoju Poli; niespokojna powiodła wzrokiem i pośpieszyła do przyjaciółki z uściskiem, do którego dawno wzdychała, a którego tylko matka i prezes jéj bronili. Szczęściem w Szurze pan Atanazy, inaczéj pojmujący rzeczy, na pierwszą wzmiankę o Poli, za obowiązek jéj poczytał, by do niéj jechała; upoważniona przez niego, wieczorem zaraz do Hor pobiegła.
Po długiém niewidzeniu przeraziła Annę zmiana straszliwa, jaką w Poli znalazła, ale już łzy otarłszy wdzięczna sierota uśmiechem witała towarzyszkę lat dziecinnych. Długo milczały obie: Justynowa zbierała resztę mocy, jaką miała, by nie zasmucić Anny i nie zatruć chwili ostatniéj.
Pytania i odpowiedzi posypały się żywo, a przybyła pierwsza zaczęła mówić o Julianie, nie wiedząc, jaką boleść nową przywiozła umierającéj.
— To już wiesz zapewne — rzekła — że Julian szalenie zakochany...
— My tu nic nie wiemy... Hory jak Szura... śpią w lasach milczących... nikt u nas nie bywa — śpiesznie podchwyciła Pola.
— I już po zaręczynach... — dodała siostra — siedzi tam prawie ciągle u Gerajewiczów, Zeni zajęta nim; wesele za kilka miesięcy...
Pola uśmiechnęła się, choć ją ten uśmiech kosztował... i wargi krwią zaszły.
— Nie można było stosowniejszego, piękniejszego, szczęśliwszego obmyślić związku — dodała Anna — oboje młodzi, urodzenie, majątek, gusta.. tak się wybornie zgadzają! Prezes to pierwszy osnuł... ja-m się obawiała, żeby Julian nie grymasił, ale z początku tylko był obojętny, a dziś kocha... nie mówi tylko o niéj, nie myśli tylko o tém, wesół jak nigdy, nie poznałabyś go...
— Tak dawno nie widziałam!...
— Prawda! mogłabyś się na nas gniewać, żeśmy cię nie odwiedzili, ale mama, stryj prezes... a potém nieustanni goście... Wiesz może, że i dla mnie są jakieś projekta?...
Anna się zarumieniła.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/510
Ta strona została uwierzytelniona.