Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/511

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słyszałam trochę... żal mi, że go znam tak mało...
— Poznasz go lepiéj, przyjedzie do was! wstyd mi przyznać ci się, ale to człowiek, jakiego nie spotkałam w życiu, prawdziwie wyższy!...
— Ty kochasz, biedna Anno! — zawołała Pola nie mogąc dłużéj się wstrzymać — a! daj ci Boże szczęście!..
— O! jeszcze nic nie wiem — dodała Karlińska — na czém się to skończy; mama jest bardzo za nim, pytała mnie, przyznałam się przed nią, że mi się podobał, prezes waży się jeszcze... Julian już go kocha jak brata... Tylko stryj Atanazy, nie wiem czemu, nie bardzo go lubi... ale on tak dobry, sprzeciwiać się nie będzie...
Rozmowa była niewyczerpaną, bo dla Poli najdrobniejszy szczegół, który ją do Karlina przenosił, był drogim i miłym; rozpytywała o wszystko, o swoję izdebkę, o kwiatki, o sprzęty, o życie w Karlinie, o to co się stało po jéj wyjeździe... Nie mówiła o Julianie, ale ku niemu każda się jéj myśl ściągała; nareszcie gdy późno w noc rozstać się było potrzeba, Pola ze wzruszenia zemdlała prawie po wyjściu Anny, dostała ziębienia i gorączki i stan jéj mocno się pogorszył.
Nazajutrz przyjechał ksiądz Mirejko, do którego Aleksy z karczmy długi list napisał; przybył niby w odwiedziny tylko, a po drodze w kapliczce zostawiwszy sakramenta, sam poszedł do choréj z wesołą twarzą człowieka, co nawykł spotykać się ze śmiercią.
Bawiąc się paskiem, żartując, zapytał Justynowéj: czyby nie chciała się wyspowiadać.
— I owszem, pragnę tego — podchwyciła szybko — ale mi jegomość męża przygotuj, żeby się nie nastraszył, ja-m gotowa...
Z Justynem nie było trudno.
— Asińdzieja żona chora — rzekł do niego — a mnie tu pan Atanazy przysłał z dyspozycyą, żeby się spowiadała...
— Ale ona nie jest tak słabą, żeby myśléć nawet o niebezpieczeństwie...
— A! czy to tylko w niebezpieczeństwie spowiedź potrzebna? — zawołał ksiądz Mirejko.
— To ją może przestraszyć...
— Nie bój się asińdziéj, to ją uspokoi, ja z nią mówiłem.
Justyn nie sprzeciwiał się więcéj i chora tegoż dnia przy Annie odbyła spowiedź i zażądała sama wiatyku. Przeraziło to męża, ale go jeszcze uspokojono; Greber tylko pannie Annie powiedział, że Pola dni kilka żyć nie będzie. Naturalnie Anna została przy niéj.
W nagrodę ofiar tylu, pan Bóg chciał jéj ostatnie na ziemi osłodzić godziny. Anna przypominała kochany Karlin, dzieciństwo, Juliana... przyniosła z sobą tę woń wspomnień, która tak słodko