Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/520

Ta strona została uwierzytelniona.

prezesowa, bo zaraz nazajutrz kogoś tam pocichu z pałacu na wieś wywieziono, ale pomogła mu za to do pożądanego owego marszałkowstwa guberskiego, podzielając gorąco jego pragnienie służenia obywatelstwu i zajęcia pierwszego stopnia w hierarchii wyborowéj.
Wkrótce téż nadszedł termin fatalny, i oboje pojechali do stolicy z przybory wielkiemi, otwierając dom a kaptując sobie serca współobywateli. Prezes kłaniał się drobnéj szlachcie tak nisko, ściskał woniejących czosnkiem i cebulą, z tak heroiczną odwagą, poił, karmił, wodził, przyjmował, że wreszcie mógł być pewnym owocu swych starań i jednomyślnego okrzyknienia. Tymczasem licho nadało niespodziewanego współzawodnika, który całe lat trzy przesiedziawszy cicho, począł dopiéro na dni kilka przed wotowaniem tak poić, zalewać, ściskać i obiecywać wiele, a naostatku tyle wygadywał na panów i arystokracyę, i tak często powtarzał, że jest brat szlachcic — iż tłumami ku sobie pociągnął.
Cóż się tedy dzieje? u Karlińskiego jest pani domu, nie sposób bardzo sobie pozwolić, choć poją, ale upić się nie wypada; a tam kobiet niéma; przyjęcie kawalerskie, wolno chodzić w kamizelkach i fajek pełno i cygara choć garściami. W wigilię tak się doskonale bawiono, tak długo szalano; tańcowano, wiwatowano, prawiono mowy, że najserdeczniejsi przyjaciele pozapominali obietnic i wprost od śniadania poszli wszyscy wotować z entuzyazmem na kochanego NN., chociaż dopiéro od pozawczoraj tak go kochać zaczęto... Wieczorem noszono go na rękach i zalano tą sprawę znowu szampanem.
Prezes tak srodze zawiedziony w nadziejach, wpadł w okrutną mizantropię po tym wypadku, powtarzał z goryczą, że w kraju naszym nic na opinię rachować nie można, wymyślał na szlachtę, zaprzysięgał się, że gdyby go na klęczkach prosili, żadnego więcéj urzędowania nie przyjmie... I wyjechał z żoną na wieś. Mówiono mi jednak, że na następujące wybory posunął się znowu... z jakim skutkiem? — nie słyszałem; to pewna, że już żony nie wziął, cygar kupił kilka tysięcy i każdego wchodzącego prosił, żeby nie żenując się surdut zrzucił, a choćby i co więcéj. Musieli go wybrać.
W życiu pana Atanazego, które było przedsionkiem tylko wieczności, nie mogły wielkie zachodzić zmiany. Smak rzeczy nadziemskich nie jest tak przemijający, nie przechodzi on, nie wyczerpuje się i nie przesyca człowieka — ludzkie rzeczy są płytkie, niebieskie — bezdenne. Starzec, pokrzepiając się i podnosząc na duchu modlitwą, w milczeniu, z cichém cierpieniem dobiegł