Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/521

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwego dni końca. Umarł spokojny, wybierając się na świat lepszy, jak na wielką i pożądaną uroczystość, z drżeniem niecierpliwości, z pragnieniem nienasyconém i bojaźnią rozkoszną.
Ostatniém wejrzeniem pożegnał wiernych swoich przyjaciół, biednego Justyna, starą panią Gańczarewską i poczciwego księdza Mirejkę. Gdy w Szurze nie stało téj ożywiającéj ją duszy, gdy nazajutrz po pogrzebie obejrzeli się domownicy, jak wiele im ubyło z jednym człowiekiem, nikt z nich tu dłużéj pozostać nie chciał. Ksiądz pojechał do klasztoru; Justyn, któremu stary zapisał Hory testamentem, poszedł do swego pustego domku i cmentarza; pani Gańczarewska powlokła się za wychowańcem. Szurę z przyległościami objął Julian, gdyż prezes zrzekł się spadku na niego; mówiono mi nawet, że jego plenipotent wejrzał ściśle w formy legalne zapisu wsi Hory i próbowano Justyna wypchnąć lub spłacić z posiadłości, która leżała w pośrodku dóbr Karlińskich, między Karlinem a Szurą; ale prezes na to nie pozwolił i sam pojechawszy do Poddubińca, ułożył się z nim, zostawując mu dożywocie, a nie ruszając go z miejsca pełnego drogich pamiątek.
W starym dworze w Szurze zamieszkał rządca, którego dzieci powystrzeliwały oczy w portretach Karlińskich; opuszczono kaplicę jako ciężar nieużyteczny, ale za to zaprowadzono wyrób smoły i terpentyny na wielką skalę, zupełnie nową metodą. Julian opłaca długi sosnowemi pniami, i co się zowié, robi majątek.
W Żerbach Aleksy, po śmierci Emila i Poli, po zamąż-pójściu Anny, pozostał w swoim pokoiku samotny, zakopany, nie dając się z niego wyciągnąć, nie dozwalając rozweselić i rozerwać; nie mógł już powrócić do życia czynnego. Junosza żartował sobie z niego i łajał, nic to nie pomogło. Maluczko potrzebując i o przyszłości nie myśląc, Aleksy zdał wszystko na matkę i brata, a sam zamknął się z książkami, myślą i smutkiem.
Stał się tak milczącym, że często dnie cale słowa nie powiedział do nikogo; unikał ludzi, czasem tylko do Justyna jeździł i tydzień jaki z nim przebawił, włócząc się po lasach i siołach, to znowu Justyn przychodził do niego i zasiadali w ogrodzie lub izdebce Aleksego, na cichą, powolną rozmowę. Widząc jak ta samotność i zamknięcie zgubne być mogą dla niego, hrabia, który szczerze go kochał, chciał, jak mówił, wybić klin klinem i próbował go znowu w świat wprowadzić, myśląc do tego użyć domu córki, ale Drabicki silnie się temu oparł, i ani matka, ani przyjaciel nic na nim wymódz nie potrafili. Stary Junosza zawstydzał go próżnowaniem i zgnuśnieniem, ale i to na nic się nie przydało. Aleksy zniósł wymówki cierpliwie, chłodno i nie poprawił się wcale; całém jego zajęciem czasem było kopanie w ogródku, oczyszczanie drzew i pielęgnowa-