Tak jest! równość pomiędzy nami niepodobieństwem... ale ani urodzenie, ani krew, ani imię nie jest bezpośrednio warunkiem wyższości; Bóg ją daje, nie ciało... I w niebiosach nie na jednym szczeblu stoją aniołowie, których doskonałość zbliża i oddala od tronu bożego; i na ziemi nie równiśmy sobie, bo myśl, co podnosi jednego, w drugim śpi nieobudzona... ale darem bożym, a choćby i pracą własną dumnemi nie mamy być prawa. Rozum sam, nauka, jasność pojęcia nie dźwigają nas wyżéj, jeśli serce skrzydeł nie przypnie; czyn dopiéro i miłość podnoszą i uzacniają, a miłość powinna być czynną, a czyn musi być miłością przejęty...
— Co to takiego piszesz? kazanie? — spytał mnie, zaglądając przez ramię, przybyły niespodzianie gość jakiś ciekawy.
— Tak, coś nakształt niego, ale to zakończenie powieści.
— A słyszałże kto, żeby przez cztery tomy wyczerpawszy cierpliwość czytelnika, jeszcze ją na taką wystawiać próbę... Myślisz, że dowiedziawszy się o losie twoich bohaterów, zajrzy kto jeszcze w sens moralny? Ot, wierzaj mi, porzuć to i chodźmy na przechadzkę.
— Z duszy i serca, i ja to wolę; chodźmy.
Nie było więc sposobu dokończyć epilogu, a może miał słuszność przybyły doradca, że na nicby się nie przydał.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/527
Ta strona została uwierzytelniona.
KONIEC.