Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

kim służyły i przeszły w podania ludu, w zawody nabijali głowę malcowi wielkością jego rodu. A poczciwy stolnik nurski, pan Piotr Kornikowski, quondam amicissimus nieboszczyka skarbnikowicza, często gęsto wynajdując sobie powód zaglądania do Lublina, po tygodniu i więcéj bawił u pani Siekierzyńskiéj i niemało téż przyczynił się do wpojenia w młodego pamięci wysokiego pochodzenia jego familii.
Niestety! cały świat był już o tém doskonale zapomniał, i owe siekiery na grobowych starych płytach z XI i XII wieku po Łyséj-górze, Tyńcu, Miechowie rozsypane, dawno starte zostały nogami pobożnych pielgrzymów lub obrócone na drugą stronę, służyły za schody domostw, za stopnie ołtarzy. Nie było śladu wielkości Siekierzyńskich, a i wiek, kiedy się to działo, nie sprzyjał wcale dumie szlacheckiéj. Nie pytano już, kto go rodził, ale kto wiele wniósł, ani kto jak stary szlachcic, ale ile miał wiosek, a śmielsi utrzymywali, że tak dobry wieśniak, co skibę w pocie czoła odwracał, jak szlachcic, co do góry brzuchem leżąc, burzliwych czekał sejmików, by się na nich popisywać ze swojemi prawami; najzuchwalsi zaś wieśniaka nawet nad szlachetkę przekładali. Pan stolnik nurski mocno na te nowostki ramionami ruszał i przepowiadał z tego wszystkiego ruinę i nieszczęścia niepoliczone...
Sama pani Siekierzyńska ani pojmowała nawet, by te zuchwałe pomysły w szlacheckim narodzie przyjęcie znaléźć mogły i była najpewniejsza, że byleby się świat o Siekierzyńskim dowiedział, wszyscy sobie najwyżéj cenić będą koligacyę z takim domem i zaszczyt podźwignienia go z upadku.
Tadeuszek miał wszystkie rodowe rysy swych dziadów, a pan Kornikowski szczególniéj znajdował w nim podobieństwo do kasztelana nakielskiego Zbigniewa-Subisława Siekierzyńskiego, którego portret dobrze zachowany przejechał z Siekierzynka do Lublina. Mały, zręczny, delikatny, biały i różowy, oko miał niebieskie pełne, pięknie powieką spuścistą pokryte, uśmiech wdzięczny a pański, postawę zręczną, głos dźwięczny, ale cokolwiek się zająkiwał mówiąc, w czém matka, jako matka, nie upatrując wady (którażby je w dziecięciu zobaczyć mogła?) widziała tylko przyjemną szczególność. Niezbyt żywy i roztrzepany, wcześnie myśleć poczynał Tadeuszek, a z pytań jego widać było, że duma głęboko i że swe położenie rozumié. Hojny do rozrzutności, gotów był żebrakowi oddać sukienkę ostatnią, litował się do łez nad nędzarzem, ale różnicę stanów tak już dobrze pojmował, że od dzieci mieszczańskich, które go do zabawy zaczepiły, uciekał jak od ognia. W domu on był raczéj panem niż matka, wszystko mu posługiwało, słuchali skinienia wszyscy, a wola Tadeuszka była rozkazem.