Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

go dnia jesieni przechorowała dwie doby i zasnęła nazawsze... Możeś pan widział piękny kamienny nagrobek na cmentarzu dominikańskim, z koszem owoców na wierzchu wyrobionym, jest to pomnik mojéj matki...
Sam jeden pozostawszy, pracowałem daléj i z budki pod św. Duchem wprędce przeniosłem się do najętego sklepiku naprzeciwko ratusza, a sklepik to już był, co się nazywa, nie wielki, ale zaopatrzony dobrze w korzenie, cukier, kuchenne przyprawy i t. p. Ale że to się jeszcze z niewielkiego grosza kupowało od hurtowników, zysk nie był znaczny i musiałem powoli dorabiać się, nim doszedłem do tego, że sam sobie towar mogłem sprowadzić. Z dwóch talarów rzuconych mi przez mecenasa podchmielonego, w krótkich latach przyszedłem do dwóch tysięcy talarów gotówki i zapasu sklepowego... Prawda, że mi się wiodło, ale trochę się i pochwalić tém mogę, bo i wagi i miary pilnowałem, nikogom na grosz nie oszukał i oszczędzałem w początku jak ostatni sknera — a zrobiłem był sobie ślub, który dotychczas dopełniam, dawać każdemu ubogiemu, którego spotkam, nie mniéj ni więcéj grosz, na pamiątkę mojego własnego ubóstwa. Może i ta moja jałmużna dała mi szczęście, ale to pewna, że szkody nie miałem nigdy ani od złodzieja, ani od pożaru, ani z oszukaństwa złych ludzi, i powoli, powoli, ot z urwisa ulicznego, włóczęgi, któryby mógł przepaść na wieki, wyszedłem na mieszczanina, na hurtownego kupca, kupiłem kamienicę, ożeniłem się dobrze, dziatki mi się hodują i dostatek powiększa. A w dodatku powiem waćpanu, że jestem radcą miasta Lublina i ludzie mnie uważają i kiedy król nieboszczyk przejeżdżał przez nasze miasto, trzymałem baldachim u krakowskiéj bramy...
Tadeuszek wysłuchał cierpliwie całego opowiadania, a gdy skończył kupiec i powstał, rzekł tylko sucho i zimno:
— Bardzoś pan był szczęśliwy! i ciekawa to istotnie historya!
— A morał jéj — dokończył pan Michał — że aby człowiek chciał pracować, to na świecie się poprze...
Ostatnie słowa zdawały się wymówione z pewnym zamiarem; jakoż utkwiły dobrze w głowie Tadeusza, który zamyślony powrócił do dworku i część nocy potém z wielkiém zdumieniem i niepokojem poczciwéj Doroty i Macieja, chodził mocno zadumany po swojéj izdebce. Wielka w nim odbywać się musiała walka, bo widoczne na twarzy malowało się wzruszenie: czoło to rozjaśniało się, to chmurzyło, oczy błyskały i mgłą się zasuwały, chodził żywo i stawał i liczył, i nad rankiem położył się nierozebrany z jakiémś silném postanowieniem. Nazajutrz jak świt, znikł znowu ze dworu i poszedł w miasto, tymczasem poczciwi słudzy bardzo o niego byli