— W czémże mu służyć mogę? pewnie o pupilu mowa?
— A o kimżeby, jeśli nie o nim? Radbym, żeby sobie stan i cel jakiś obrał.
— Dawnom go bardzo nie widział — rzekł ksiądz Ksawery żywo i nie wiem, jak się kieruje.
— Dawno? — spytał stolnik z przyciskiem.
— O! tak! lat kilka jak mi znikł z oczów, szkoda go, jeśli pięknych danych mu od Boga zdolności nie użyje, młodzieniec zacny i głowa dobra...
Stolnik już wiedział, co chciał wiedziéć, westchnął, podparł się na lasce i kończył, nie dając do zrozumienia, że to, po co przyszedł, już otrzymał.
— I mnie téż głowa boli o to, jakiby mu stan obrać?
— Prawdziwie nie wiem, jak na to radzić, choć kochałem i kocham go jako jednego z lepszych uczniów, ale czémże się dotąd zajmował?
— Zdaje mi się, że miał propensyą niejaką do prawa.
— We wszystkich stanach Bogu i ludziom miłym być można, użytecznym społeczeństwu... ale w téj karyerze tyle jest okazyi do złego, tyle widzimy zmarnowanych pięknych zdolności, umysłu i serca...
— A zapewne! — odrzekł stolnik — lecz chciejcie mi z łaski swéj, o ile znaliście mojego pupila, powiedziéć, do czego w nim postrzegliście zdolność.
— O ile go pamiętam — uważnie mówił jezuita — chociaż teraz się bardzo mógł odmienić, górowały w nim zdolności do matematyki... Ale u nas chociażby wysoko posiadał tę naukę, do czegoż ona poprowadzi? Gdyby matka i on byli się chcieli nakłonić na zostawienie go nam, mógłby, kto wié, zostać dobrym nauczycielem...
— Ale, ojcze dobrodzieju, do zakonu nie miał wokacyi.
— Wielka szkoda; bo dla ubogiego sieroty, pięknego imienia, którego podniéść nie może, byłoż co stosowniejszego, jak ustroń klasztoru i nadzieje wysokich może w zakonie dostojeństw?...
— Ostatni z imienia i domu, miał obowiązki.
— Nie wchodzę w to — rzekł jezuita. — Ale czémże się teraz zajmuje?
Stolnik się zmieszał.
— Uczy się prawa — odparł szybko.
— A! kiedy już rozpoczął, nie pozostaje nam tylko pobłogosławić. I w tym zawodzie wiele dobrego uczynić można, byle z Bogiem...
Mówili tak jeszcze z pół godziny, a stolnik przekonawszy się dostatecznie, że Tadeusz od lat kilku nietylko nie bywał u księdza
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.