do wyszukania ludzi, którzyby się téj sprawy podjąć chcieli.
Półkownikiem kozaków nadwornych był w Krystynopolu był[1] niejaki Aleksander Dąbrowski, którego kilku braci zostawało także w służbie wojewody; podkoniuszym czy podstajennym Wilczek, którego już raz z powozem i pewną dyspozycyą do Suszna wyprawiano. Na tych dwóch służalców padł wyrok nieszczęsny, a ludzie ci zwiedzeni nagrodą obiecaną, zapewnieni o bezkarności protekcyą wojewody, dobrawszy sobie podobnych, niejakiego Winnickiego, strażnika leśnego, Grabowskiego, stolnika kozaków nadwornych, i dwóch sprytnych Żydków, podjęli się nowéj wyprawy na Suszno.
Podanie powiada, że sam wojewoda dosyć ostrożny ani namawiał, ani posyłał ludzi, ale póty chodząc po domu publicznie utyskiwał, póty powtarzał: — „Mam tylu sług, widzą wszyscy jak się gryzę, a żaden się nie domyśli, w czémby mi dopomódz, żeby tę awanturnicę zamknąć w klasztorze“... dopóki nareszcie Dąbrowski i Wilczek sami mu się nie zaofiarowali w nadziei wielkiéj jakiéjś nagrody.
Jakkolwiek się to stało, zrobiło się śpiesznie i jednego dnia uradzona była, a nocą wykonana napaść, w chwili, gdy już starostwo nowosielscy zabrawszy córkę z sobą, z Suszna na Nowosiółki uciekali do Lwowa.
Tak chcą autorowie dwóch pamiętników, ale z manifestu Komorowskich okazuje się, że nieco wcześniéj w obawie napadu na Nowosiółek się wynieśli... Podanie znowu powiada, że dla połamanego powozu czy sani do Lwowa nie dojechali, i ostatniego dnia zapust w Nowém Siele zatrzymać się byli zmuszeni.
- ↑ Błąd w druku; zbędnie powtórzone orzeczenie był.