Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/107

Ta strona została przepisana.

duszkami, które dla zatamowania jéj głosu, tak przemyślnie za wczasu przysposobione mieli. Sanie ruszyły pędem, gdy tuż pod Nowosiołkami, od których tylko półtoréj mili do Lwowa, w lasku spotkali ogromny szereg tur z pszenicą wlokących się do miasta. Było ich jak opowiadali póżniéj, ze trzysta. Noc ciemna śniegiem tylko przyświecała, droga wyjeżdżona ciasna, wyminąć było niepodobna, musieli się zatrzymać i czekać, pókiby im fury te przeciągnąwszy, wolnego do przejazdu nie zostawiły miejsca. Sami zaś, — pisze Chrząszczewski, z relacyi Mładanowiczowéj czerpiący powieść swoją, — aby krzyków i jęków gwałtownie uwożonéj Potockiéj nie dosłyszeli chłopi, coraz większém naciskaniem betów, tak jéj oddech stłumili, że gdy nareszcie spotkane podwody już opodal odjechały, znaleziono ją, czy z przyduszenia, czy z przestrachu umarłą...
Wodzowie téj ohydnéj wyprawy, przerażeni swoją zbrodnią, nie wiedzieli co z nią począć i z sobą. Bóg tą śmiercią i występkiem dumę Potockiego karał tak straszliwie... Z posłusznych panu służalców, Wilczek i Dambrowski stawali się katami i zbójcami; a wojewoda kijowski poduszczycielem zabójstwa... Martwe ciało nieszczęśliwéj pozostało świadectwem dokonanego gwałtu... Co z niém począć? gdzie je skryć było? Naradziwszy się powieźli je daléj i postanowili w najbliższym stawie utopić, aby zatrzeć ślad swojego występku...
Tu dalsze opisy współczesnych różnią się od siebie znacznie. Chrząszczewski naprzód, który całą tę przygodę porwania córki Komorowskich słyszał czynną z rękopismu przez majorową Krebsową, tak się tłómaczy: