Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/110

Ta strona została przepisana.

takich napadu swego nie spodziewali się, przybiegli nocą do Krystynopola, dając znać wojewodzie.
Pomyśleć nawet nie można było, aby o tém zawiadomić wojewodzinę...
Wystawmy sobie położenie starca, którego duma i zaślepienie uczyniły z gwałtownika zabójcą — uczucia jakich doznał, gniew, wstyd i przestrach, jakie go ogarnęły na wieść o śmierci synowéj. Anonim pisze, że do Dambrowskiego, który pierwszy przypadł do niego z tą wieścią straszliwą, w zaciekłym gniewu popędzie, wystrzelił i chybił.
Wspólnikowi występku potrzeba było zatrzeć dowody jego. Nie było wątpliwości, że Komorowscy mając teraz ucisk swój za sobą, przy tém dwóch Gozdzkich, Młodziejowskiego, niebo i ziemię poruszą na Potockich, że wyniknie proces hańbiący i kosztowny... Musiał więc wojewoda oddalić natychmiast z Krystynopola i z Rusi ludzi, którzy należeli do tego najazdu, skryć ich, i pozbyć się oprawców i świadków. Wilczka pod przybraném imieniem Zagórskiego, wyprawiono téjże chwili do dóbr ukraińskich, Dambrowski schronił się tam także pod własném swojém imieniem, co dowodzi, że mniéj się lękał (?). Kozaków, którzy do napadu należeli, Szpilkę, ich przewódcę Satyrkę, Żydów Abramka i Wolfa, porozsyłano po zamkach i miasteczkach, w Mohylowszczyznie i Umaniu.
„Obaj zbójcy, pisze Chrząszczewski, Wilczek i Dambrowski, mizernego żywota dokonali w służbie ekonomskiéj u Potockich.“
Wypadek sam starano się ukryć jak najstaranniéj, wypierając się wszelkiego w nim udziału. Wojewodzina, jak się zdaje, do śmierci nic o nim nie wiedziała, wojewoda nosił go sam na sumieniu i zapadł