Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/124

Ta strona została przepisana.

ment złego... Niechże za to pokutuję na stracie dziewiętnastoletnich zasług moich, które już się zostaną bez nagrody, bo przyznam jwpanu uspokoiwszy moje interesa, zostanę się przy niczém, i jeszcze za dożywocie żonine zgodzić się będę musiał, abym się zupełnie oswobodził, a na nowo w pocie czoła kawałka chleba dorabiać się będę musiał. Do téj sytuacyi, gdy się Bogu podobało mnie przyprowadzić, chętnie to z ręki Jego przyjmuję, i już bardzo na ten upadek mój jestem obojętny, kiedy mnie daleko większe trapi nieszczęście z zaciągnieniem acz niewinnego o sobie złego charakteru i niewdzięczności opinii; z tego się usprawiedliwić, największą w życiu mojém byłoby, chociaż przy zupełnym niedostatku, konsolacyą. Udaję się w téj mierze do jwp. dobrodzieja, już nie jako od dawnych lat mojego protektora, ale jako Pasterza od Boga succurrere afflictos wyznaczonego, protestuję się przed Bogiem, że co piszę, nic w istocie nie jest fałszywego; zjednaj mi jwpan do téj justyfikacyi pole, wszakże prośba tego gatunku nie może i nie powinna ustępować innym względom, ani będę z powodu kompassyi nad bliźnim odrzucon. Bóg jwpanu dobrodziejowi nagrodzi i tym, którzy się utrapieniem mojém poruszyć dadzą, a póki żyć będę, w niewygasłéj wdzięczności z największym respektem zostawać pragnę i t. d.
„Abym nie zostawił, cokolwiekby przeciwko mnie biło, i to jeszcze przyłączam. Dostanie tych listów, których kopie posyłam, i których sądziłem być w czasie jedynym mojéj niewinności dowodem, musiało mnie w polityce trzymać z pp. Komorowskimi, bo inaczéj nie miałbym sposobności ich dostania, skorom zaś dostał, przyjaźń im wypowiedziałem (!), jako słusznie, bo