podpisując co mu przysyłano. Wymożono już na nim groźbą i prośbą, wpływem generała Brühla i ks. Wolfa, że robił co zadyktowano. Komorowscy także nie spali i nie spuszczali go z oka, być może nawet, że mieli myśl pochwycenia młodego Potockiego... Znać z ostrożności, jakie zachowywano w drodze, że się obawiano jeśli nie gwałtu, to namowy do ucieczki i korrespondencyi. Gdziekolwiek stawali w miasteczkach, po wsiach, póki podróżni byli bliżéj domu, ostawiano domy strażą, obwarowywano drzwi, opatrywano okna, nikomu do Szczęsnego przybliżyć się nie dozwalano.
Komorowscy chcieli mu dać wiedzieć o sobie i przypomnieć się, a że list ciężko było do niego inaczéj przesłać tylko przez zaufanego i bardzo zręcznego człowieka, wybrali ku temu blizkiego krewnego swego stolnika krasnostawskiego Horocha, który pogonił śladem za odjeżdżającymi. Zdaje się wszakże, iż mu się docisnąć do Potockiego nie udało, a listy Komorowskiego wpaść musiały w ręce generała Brühla, mentora i towarzysza podróży.
Jeden z nich, który mamy w oryginale przed sobą, brzmi jak następuje:
„D. 23 apr. 1771 ze Lwowa.
„Póki Starosta w blizkości zostawałeś jeszcze, pomimo wszelkie tamy spodziewaliśmy się kiedyżkolwiek, jeżeli nie osobiście, przynajmniéj listownie być upewnionymi, że go nasze dotykają udręczenia. Nagle umknęła się nadzieja z odjazdem jwpana z tych krajów, tentowane wszystkie sposoby wyrażenia jwpanu naszego przywiązania z przeciwnego losu stawały się nam dotąd nieużyteczne. Nie opuszczamy jeszcze rąk w użyciu tych środków, na które się zdobyć możemy.
Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/138
Ta strona została przepisana.