Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/145

Ta strona została przepisana.

żenie zamiast nieświadoma, niewiedząca) o tém wszystkiém, jeżeli się broń Boże trafunkiem nie dowie, to mój ojciec przed skończoną sprawą zapewne nie powie, a na cóżby się zdało już potém powiadać, i ją zmartwić, i już skończone historye odnawiać? O panu Horochu (przyjacielu i krewnym Komorowskich) tu nic nie słychać, o Komorowskim tyle, że jak dawniéj bardzo burczał, tak teraz cichusieńko siedzi. Podczas téj sprawy w Warszawie gadali ci, którzy z jego strony byli, że kiedy oboje nie mogą się znajdować, to koniecznie trzeba, żeby choć jedno, a i córkę mówili, aby była do Warszawy przywieziona, na co im nuncyusz (Durini) odpowiedział, że nie ma żadnéj potrzeby, a gdyby chcieli ją sprowadzić, trzebaby się nam pierwéj dowiedzieć, u kogo mamy się o nią upomnieć. Na tę odpowiedź zamilkli (?), i już żadnego nie było wspomnienia o Gertrudzie (!!). Rodzice moi z łaski bożéj dosyć zdrowi, tylko ojciec po téj febrze jeszcze nie może przyjść do siebie, słabość jest mocna i puchlina w nogach, ale doktorowie nas upewniają, że to nic nie szkodzi, że zawsze po febrze tak być musi, i że ta febra bardzo dla niego była zdrowa i potrzebna... Mąż mój chorował na gardło, z łaski bożéj już jest zupełnie zdrów. Wiadomo jest jw. stryjence dobrodziejce, że pan krajczy (Józef Potocki, przyrodni brat wojewodziny kijowskiéj, syn Stanisława wojewody poznańskiego) był obligowany od rodziców moich starać się o konsens na Bolimów (starostwo), odebrał już taką rezolucyę, że najj. pan był już o to sam proszony przez jw. wojewodę kaliskiego (Twardowskiego) i podał kondycye pozwolenia: najęcie pałacu (Mniszchów), a gdy już raz tak odpo-