Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/147

Ta strona została przepisana.

nie gada. Już byliśmy trochę spokojniejsi o tém się dowiedziawszy, ale jednakowo przykro na niego spojrzeć było, że tego imienia. Kilka dni tu bawił.
„Teraz nic mi nie zostaje, tylko mnie polecić nieustannéj i zawsze nam mocno potrzebnéj, łasce i protekcyi jwpd. z tém wyznaniem, żem do śmierci z najmocniejszém przywiązaniem, i najgłębszym respektem jw. stryjenki d., serdecznie kochającą synowicą i najniższą sługą...
„D. 12 czerwca w Krystynopolu.“




XXXIII.

Spoczniéjmy tu na chwilę i podziwujmy się obrazowi, jaki w tych szczątkach zbutwiałych i w ręku rozsypujących się listów, przeszłość nam sama przedstawia. Gdyby ze swobodą powieściopisarza wszystko to ktoś wymarzył, nie opierając się na autentycznych dokumentach — możeby czytelnik wymysł uważał za naciągnięty i nieprawdopodobny?
Ten pan Komorowski naprzykład zjawiający się w Krystynopolu wśród nabożeństwa, i jak upiór przerażający wojewodę i całą jego rodzinę strachem panicznym? Nie jest-li to scena powieści więcéj niż rzeczywistość! Ten poczciwy pan Horoch podkradający się z listami, ta straż i niewola Szczęsnego, sąż to sceny z romansu, że już główne i krwawe pominiemy, które nie powieściopisarza, ale poetę natchnąć mogły i stworzyły arcydzieło?
Napróżno wysilać się będzie wyobraźnia, tworząc nowe światy swoje: nie zrówna ona z naiwnemi swe-