Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/148

Ta strona została przepisana.

mi wymysły i machinami, swobodnemu kierunkowi rzeczy ludzkich, wśród których nieprzerwanie idą po sobie dramat, komedya, a ludzie grają w nieskończonéj i niewyczerpanéj rozmaitości.
Najniedbaléj skreślony list przenosi nas żywo w przeszłość, żywiéj zawsze niż najumiejętniéj skreślony potrafiłby obrazek; wszyscy nie chcąc stają się artystami, nawet ci, co się nigdy nie poczuli nimi, gdy wiernie kreślą co widzieli i uczuli.
Jedno słowo starczy często na odmalowanie wizerunku człowieka, a w listach, któreśmy już przywiedli, nie widzimyż obrazu Krystynopola, tak misternie uchwyconego i odtworzonego, jakby go umiejętna kreśliła ręka? Można-li tu co dodać? godzi się domyślać więcéj? — Nie sądzę.
Sama wojewodzina, słońce nad zachodem, około któréj kaprysów i dziwactw wszystko się obraca w obawie jéj chimer i gniewu; obok niéj milczący, zgryziony, chory, z opuchłemi nogami wojewoda, na którego duszy ciężar taki, stąpający na palcach około najukochańszéj Anuleńki; daléj córki, którym przykazano milczeć, niepojmujące co się w domu dzieje, gniewne na Komorowskich i przekonane, że prześladują Potockich; daléj cały dom posłuszny i dworacki tłum klientów, Sierakowscy, Pruscy, Wyczółkowski powtarzający za panem litanię o niegodziwości (wyraz ciągle używany) Komorowskich...
Za tło tego obrazka weźmy jeszcze kraj skonfederowany, pełny scen niepokoju, rozerwany, zalany wojskami, gościńce niebezpieczne, bandy zbrojne, przebiegające prowiucye, a oczy i serca zwrócone zewsząd ku generalności...