Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/153

Ta strona została przepisana.
XXXV.

Gdy tak nad rozwodem myślą i pracują jakby go otrzymać, sprawa główna o gwałt, najazd i porwanie nie była nawet rozpoczęta, zrobiono wizyę sądową, i na téj się skończyło do czasu. Sądy i trybunały z powodu konfederacyi były pozamykane, leges silebant, jak piszą współcześni, nikt nie myślał o prawie wśród niepokoju oręża i niepokoju o przyszłość, zresztą Komorowscy dotąd nie mieli najmniejszych dowodów przeciw wojewodzie, z czegoby ją rozpoczęli. Wojewoda kijowski Wilczka, Dambrowskiego, Szpilkę wypchnąwszy z ludźmi, którzy im pomagali w głąb Ukrainy, nie mógł być zaczepiony prawnie, i całą przeciw niemu siłę stanowił argument: is fecit cui prodest.
Ale tego było za mało, ażeby obwinić o gwałt senatora i zaczepiać Potockiego, a Pilawici mocni tém, że dowodów nie było, nieustannie powtarzali: „Pokażcie świadków!“ — i hałasowali o kalumnię.
Trzeba też przyznać, że pora do popełnienia gwałtu dziwnie dobrze była wybrana; konfederaci nieraz najeżdżali na nieprzyjaciół swoich majętności i dwory; oddziały poszukujące ich podobnież dokazywały, tysiące wypadków napaści czyniły i ten napad mniéj znaczącym, pospolitym wypadkiem.
Śladu zresztą, gdzieby się podziała porwana starościna, nie było; o utopieniu jéj głucho tylko mówiono, ale tak samo inni rozpowiadali, że ją wywieziono za granicę, że trzymano w Krystynopolu, że zamknięto w Sokalu w klasztorze itp. Komorowscy dopełniwszy wizyi domu w Nowosiołkach, zebrawszy zeznania Trzaskowskiego i innych przytomnych ludzi,