sami nie wiedzieli co począć daléj, czekali chwili, śladu, zręczności, a pora szczęściem procesowi starzeć się nie dawała, bo sądów nie było prawie, z powodu konfederacyi, i dawność zajść nie mogła.
Wojewoda drżał na myśl, żeby mu jawnie kryminału nie zadano, ale mając na oku czynności Komorowskich, gotów na wszystko, byle powstrzymać proces, sam zaś co najśpieszniéj sypał o rozwód pozwy i manifesta, w imieniu Szczęsnego, którego nieopodal trzymano, aby go mieć w pogotowiu do sprawy w konsystorzu, jego imieniem toczonéj. Działano tak, jakby nie wiedziano, że ta, którą rozwodzić chciano, ręką zbójców rozwiodła się z mężem i życiem.
W tém usilném o rozwód napieraniu Potockich, gdy już o śmierci Gertrudy dobrze wiedzieli, dwojaki był cel: okazanie światu, że oni obcy byli całkiem napaści i skutków jéj nie domyślali się wcale, gdy tak o rozwód chodzili, któregoby nie potrzebowali, mając pewność jéj śmierci; powtóre, omamienie procesem i naprowadzenie na myśl, że Gertruda była gdzieś ukryta; w ostatku zyskanie na czasie i zupełne oswobodzenie się od aliansu z Komorowskimi.
Proces więc rozwodowy gorąco popierany, był niejako środkiem do oczyszczenia ich z podejrzenia o gwałt, ukazaniem światu, że oni o śmierci i losie Komorowskiéj nic nie wiedzieli.
Doradzono im to w ten sposób, lub sami na myśl tę wpadli ze zręcznością jurystowską. Z drugiéj strony proces ukazując nieważném małżeństwo, zwalniał ich od wszelkich obowiązków względem Komorowskich, oczyszczał z téj narzuconéj kolligacyi. To jednak było podrzędném w chwili, gdy wojewoda z obawy zadania kryminału chorował, i każdy papier, każda więść
Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/154
Ta strona została przepisana.