swoich dzierżawców obciążać, ani nowych wprowadzać na ich miejsce nie dozwoliła.
Za jakiś mały dług we Lwowie przyszedł natrętnie ją tradować komornik; zniecierpliwiona kazała mu dać pewne niepokaźne, ale srebrne naczynie, dysponując, aby je otaksował, dług potrącił i resztę jéj odniósł. To było po Potocku...
Na lat kilka przed śmiercią zadzierżawiła od rządu Krystynopol, który już był przeszedł do dóbr państwa, wyporządziła dawny pałac wojewody kijowskiego, i tu do śmierci przebywała... Choć się ze Lwowa usunęła dla spokoju, i tu wszakże liczni ją goście odwiedzali, lubiła towarzystwo, bez którego się już obejść nie mogła, a miejsce to opustoszałe odzyskało przez nią niemal dawną świetność swoją.
Niezmiernie kochana w sąsiedztwie, pociągała ku sobie wszystkich, co ją znali, trzymała dom otwarty, obywatele bełzcy tłumami się do niéj zjeżdżali, a z rodziny Potockich ciągle ktoś z kolei przy niéj przebywał. Nikt ze znaczniejszych w kraju nie minął Krystynopola, żeby się nie pokłonił staruszce. Nie było dnia w roku bez gościa, a choć coraz uszczuplały się fundusze, nagradzała skromniejsze przyjęcie sercem uprzejmém i gościnnością staropolską.
Doznane liczne boleści, publicznych spraw obrot, nad którym cierpiała, ruina majątkowa, przegranie summy na Stanisławowie z powodu nieopatrzności pana Prota, zgorzenie pałacu w Warszawie, który od Szczęsnego po Mniszchach kupiła za dwieście czterdzieści pięć tysięcy złotych, utrata intraty przeszło półtora kroć wynoszącéj z dóbr na Rusi oddanych Komarom, komu innemu zatrułyby życic, ona to wszystko zniosła cierpliwie, po chrześciańsku, umysłem równym, i
Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/186
Ta strona została przepisana.