Wszystkich to niezmiernie obeszło, nastraszyło, ale utrzymać się nie mogło, były to tylko strachy na lachy, i w czerwcu kilkakrotnie znajdujemy w korrespondencyach wzmianki (24...): „Interesa starosty bełzkiego pomyślnie tu idą.“
On sam około 26 czerwca (ks. Lubomirska pisze) miał się znajdować w Warszawie, dla lepszego ich pilnowania, chociaż już miał nieoszacowanego Wyczółkowskiego.
Pomimo zabiegów rodziny, pogłoski o zamordowaniu Komorowskiéj trwały ciągle, i dnia 26 czerwca księżna Lubomirska pisała do Mniszcha:
„Gadają tu o szkaradnym dekrecie o Komorowską, że inkwizycya wyprowadzona, że w istocie utopiona. Bełzki pojechał do Warszawy; z Wiednia mi piszą, że tam o niczém nie gadają tylko o téj fatalności, żebym doniosła księżnie wojewodzinie krakowskiéj, jak ma bronić, a ja wcale nie jestemwiadoma. Z początku powiadali, że to się stało bez wiadomości nieboszczyka wojewody.“
W ten sposób chciała się podobno czegoś dowiedzieć ks. Lubomirska, ale nie wiem czy Mniszech jéj powierzył, jak bronić miała, i co mówić.
Tymczasem on i Sołtyk, Michała Mniszcha prowadzili do jednéj z córek wojewody kijowskiego zdaje się, że najprzód do Ludwiki drugiéj z rzędu, z którą się późniéj ożenił pisarz Rzewuski, ale kasztelanowa kamieńska stawała na zawadzie, nie wiem dla czego. Z jego strony byli ks. biskup, marszałek w. koronny i starosta bełzki, który przeciwko temu nie był; zdawało się, że to pójść musi dobrze, i już po cichu w Rzymie o dyspensę się starano. Tymczasem nie szło. Sołtyk pisze bez ceremonii do Mniszcha:
Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/266
Ta strona została przepisana.