i tak się stał niewidzialnym jak wprzódy był gościnnym. Nawet z siostrą rodzoną, która była zakonnicą w Jarosławiu, gdy do niego przyjechała, widzieć się nie chciał. Ks. Olechowski tylko i Waligórski mieli przystęp do niego... Głęboki smutek i zwątpienie go opanowały.
Nie wiem,, czy w Warszawie przekonawszy się o potrzebie rychłego kończenia ugodą z Komorowskimi, czy może dla wstrzymania ich od skarg i użalania się przed cesarzem, który byłby rzecz mógł wziąć surowo, w czasie saméj bytności Józefa II w Galicyi, Szczęsny zjechał na krótką chwilę tutaj, zbliżył się do Komorowskich, rozpoczęto traktacye, i rzeczy zdawały się zbliżać ku pożądanemu końcowi.
D. 28 lipca starosta bełzki ofiarował zgodnie kończąc Komorowskim dóbr na milion, może ten sam Witków przyległy ich majątkom, który oni późniéj wzięli. I zdawało się, że to ułoży, ale Komorowscy żądali prócz togo być oczyszczonymi z zadanych im zarzutów podstępu i uwiedzenia, na co się Potocki nie zgadzał; chcieli niejako potępienia zmarłego wojewody, czego syn pozwolić nie mógł. Spełzł więc czas na traktowaniu próżném, i gdy się kleiło już, rozeszły się znowu strony, a cesarz Józef II, odjechał tymczasem do Krakowa, i Komorowskich skarga wstrzymana została. Poczém starosta znów ruszył do Warszawy, gdzie mu się dosyć podobało, bo go chwytano wszędzie i wielkie mu czyniono honory.