Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/294

Ta strona została przepisana.

zolucya zerwała; nie zaniedbałem nawet tych kroków, które w mojéj były mocy, abym dowiadywał się o bytności córki jw. Komorowskiego, i na ten koniec w różne miejsca posyłałem umyślnych ludzi, i dotychczas w téj saméj zostając myśli, uprosiłem jww. biskupów, aby po swoich dyecezyach procesa wydali, obowiązując wszystkich obywatelów do wydania osób o tę awanturę posądzonych, a najbardziéj do wynajdowania miejsca i osoby córki jw. Komorowskiego. (Ludzi o wykonanie tego występku posądzonych anim namawiał do schronienia, ani też nikogo ochraniać nie myślę, i to com przyrzekł, dotrzymać obiecuję, i co tylko sprawiedliwość wyciągać będzie, uczynię, nie pomnąc na to, że zuchwałością i zawziętością staranność i pilność moją dobrowolną nagradzano mi. Te moje postępki, które w każdym czasie gotów jestem jak najsolenniéj i oczywiście dowodzić, nie uśmierzają jw. kasztelana santockiego, który nie tak sprawiedliwością, jak bardziéj zawziętością uwiedziony, nie tak córki szuka, jak bardziéj zazdroszczonego od przodków i ojca mojego z niemałą pracą zebranego, a mnie zostawionego majątku ściga). Wymawia mi, a bardziéj ojcu mojemu zdeptaną równość, a nie uważa, że tę świętą równość sam zgwałcił, kiedy nie do prawa narodowego, ale do różnych protekcyj udawał się i pokilkakroć razy u cudzoziemskich monarchów szukał pomocy, a po odmówieniu téjże do sądu przyzwoitego odesłany, szuka tylko zemsty w zapalaniu i poduszczaniu wszystkich obywatelów szkalującemi swego manifestu punktami, zrywa spokojność i jedność pospolitą, wzrusza nawet popioły ojca mojego i zmarłemu odpoczynku nie daje, tudzież niewinność wszelkiemi prawami ubezpieczoną szarpie i targa;