Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/296

Ta strona została przepisana.

bość charakteru, która być miała, niestety, grzechem całego jego życia, i na wpół z wygórowaną dumą największych błędów powodem. Najboleśniejszy był dla Komorowskich zarzut, że córki nie szukali w porze, że nie ścigali sprawców zbrodni, że ich nie odkryli! zarzut uczyniony przez tego, który dobrze wiedział, że ich ścigać i odkryć nie mogli, sami się obawiając, by ich los Gertrudy nie spotkał.
Silny zatarciem śladów występku, Szczęsny odzywał się śmiało — śmierć ojca, oddalenie oprawców, zresztą położenie jego i stosunki dozwalały mu bezkarnie tak gorzkie czynić wyrzuty — komu? rodzicom żony jeszcze ją opłakującym! Pojąć łatwo, jak ta obrona zaboleć ich musiała!
Tymczasem bawiono się wesoło w Warszawie, a łoskot upadającego zakonu Jezuitów, towarzyszył balom i redutom.
„Starosta bełzki, pisze Lubomirska dnia 29 września ze Gdowa, bardzo się w Warszawie podobał, umiano go użyć. Sprzedaje starostwo rubieszewskie dziedzictwem Moszczeńskiemu młodszemu, jeżeli się to uda, wielu tak uczyni.“ Ale się to podobno nie udało.
Pomimo manifestu i odpowiedzi, może z powodu ich właśnie, aby nie mnożyć gorszących zarzutów wzajemnych, przyjaciele obu stron starali się je prowadzić do zgody, znać to z listów wspólnych znajomych, z których jeden przesłał kartkę kasztelana Komorowskiego zawierającą w sobie wyznanie: „kto mu niegodziwą bajkę tę (?) opowiadał“ (20 września). — Tyle tylko śladów tych starań doszło do nas, bilet kasztelana santockiego zaginął.