Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/338

Ta strona została przepisana.

si pogrzebać się kazał, gorzko opłakując krwawo przerwany sen swojéj młodości.

. . . . . . Płakał jak dziecię,
Lecz niedługo — już serce, zdradzone, pokłóte,
Zepsuło się w truciznę przez jedną minutę...
Już w duszy wprzód wyniosłéj zatknięte to godło,
Co wygnańców swych myśli w sromotę zawiodło...
Czy ten bujny młodzieniec, już ziemi obyda?
O! pytaj raczéj na co dobroć się tu przyda?
Gdzie co czułe, szlachetne, chwilkę tylko świeci,
Gdzie zgon starych rodziców korzyścią dla dzieci,
Gdzie chlubna miłość bliźnich w udanéj tkliwości,
Cieszy się ich niedolą lub szczęścia zazdrości...
Gdzie rola wzniosłych chęci zawsze się nie uda,
Bo w śliczny welon cnoty stroi się obłuda!
(A. Malczewski).